Wszystkiego naj!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Część 1
Pobudka rano (pierwsza po
południu) nigdy nie należała do specjalnie lubianych przeze mnie
czynności. Ja lubiłam spać do późna (tak do szesnastej lub
siedemnastej), ale Ann nie potrafiła tego zrozumieć. Rano przylazła
pod mój pokój i nie dawała mi spać (wrzeszczała że jestem
leniem). A potem kazała mi stać przy garach i pilnować grzybowej i
barszczu z uszkami. Myślałam że zwariuje! Nie dość że nie dała
mi się wyspać to jeszcze kazała stać i gapić się na jedzenie! I
jeszcze nie pozwoliła mi go zjeść! A sama rozkładała choinkę, a
przy tym pomagali jej chłopcy. A potem się zamieniłyśmy, bo ja
zjadłam cały makaron na obiad.
- Aaaaaaa – wrzasnął Ren kiedy kawałek rozbitej bombki wbił mu się w dłoń.
- Nie trzeba było na oślep wkładać ręki do tego pudła – powiedziałam.
- Skąd miałem wiedzieć że tam jest porozbijane szkło – warknął.
- Choć bo zaraz cały dywan pobrudzisz – poszłam po apteczkę i zioła.
Ren jak to on,
oczywiście nie chciał mojej pomocy mówiąc że woli już mieć
szkło w dłoni. Więc Rafe musiał go unieruchomić, a ja musiałam
mu ten nieszczęsny kawałek ozdoby choinkowej wyciągnąć i
oczyścić ranę. Wiercił się przy tym niemiłosiernie wyzywając
Rafe'a od zdrajców, a mnie od chorej psychicznie dziewczynki która
lub patrzeć na jego ból.
- Och zamknij się
już buraku. Pomogliśmy ci przecież więc się uspokój, bo ci dam
w twarz – warknęłam kiedy już wszystko było gotowe.
- A skąd ja mam wiedzieć ze od tych twoich ziółek nie wyrośnie mi druga głowa, czy co innego!
- Jedyne co ci będzie to tylko urośnie ci ta głupota!
Przez ten cały czas
fiołkowooki przyglądał nam się z rozbawieniem.
- A ty co tak siedzisz jak kołek może nam pomożesz? - Syknęłam.
- Przecież świetnie sobie radzicie.
W końcu ubraliśmy tą
przeklętą choinkę (oczywiście chłopcy poplątali lampki
choinkowe, a kiedy je odplątali sami się w nie zaplatali razem z
drzewkiem). Ren ani razu nie włożył już ręki do pudła i wieszał
tylko aniołki i małe prezenciki.
Potem przyszła pora na
nakrycie do stołu (czym już zajęłam się sama). Dwie niezdary
poszły się przebrać.
- Agey może im pomożesz. Nie chciałabym że by do wieczerzy zasiedli ubrani w dresy – Ann posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie.
- Dobrze, dobrze. Potem przyjdę i pomogę ci coś wybrać, bo w tej kwestii jesteś inwalidą pierwszej klasy.
Jak przypuszczała
moja droga przyjaciółeczka chłopaki rzeczywiście nie do końca
wiedzieli jak wygląda strój świąteczny. Jeden wyciągnął bluzę
sportowa i dresy a drugi jeansy i koszulkę z krótkim rękawem. Jak
tam weszłam to o mało co się nie załamałam. Obaj siedzieli w
łazience i dyskutowali na temat jakiejś rośliny (ciekawy temat do
rozmowy). Na szczęście miałam coś odpowiedniego dla nich na tę
sytuację.
- Leć do kibla i się przebierz – podałam Renowi jeansowe spodnie, czystą koszule i krawat.
- Teraz nawet wygodnie nie można się ubrać – westchnął i wziął ode mnie ciuchy.
- Masz – u Rafe'a nie było aż takiego problemu z ubiorem bo on miał już jeansy. Wystarczyło ubrać go w białą koszule, marynarkę i nieco poprawić włosy.
- Jak to cuchnie – jęknął gdy spryskałam jego czuprynę lakierem do włosów.
- Nie marudź!
Po dość długim
użeraniu się z tymi imbecylami w końcu mogłam spokojnie uznać że
wyglądają całkiem nieźle.
- Nareszcie jesteś – Ann zdążyła nakryć już do stołu.
- Mówię ci, nigdy nie widziałam bardziej niedorozwiniętych chłopców – westchnęłam.
- Nie wszyscy są niedorozwinięci – znowu zaczynała tą swoją gadkę.
- Nie jojcz! - Odpowiedziało mi tylko pełne irytacji westchnięcie. - Pora się wystroić, choć.
Jak zawsze „strojenie”
musiało mieć miejsce w moim pokoju. Mimo wielu książek i innych
szpargałów poruszanie się nie sprawiało mi żadnych problemów.
Posadziłam Ann na krześle i zaczęłam malować, układać jej
fryzurę i wybierać sukienkę. Czerwona i falbaniasta, nie była
zbyt kiczowata ani za bardzo skromna, więc na taką okazję wydała
się w sam raz. Włosy rozpuszczone z dwoma warkoczykami mającymi
początek przed uszami, łączące się z tyłu głowy na wysokości
karku. Makijaż był niezwykle skromny. Smoczyca nigdy nie lubiła
się malować. Mnie też to przeszkadzało.
- No, gotowe – powiedziałam gdy tylko „zabieg”dobiegł końca.
- Uch, nienawidzę tak się stroić – jęknęła Ann.
- Ciesz się że to tylko na kilka godzin.
- Teraz przyszła kolej na ciebie – uśmiechnęła się.C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. Wasze komentarze motywują mnie do dalszego pisania ;)
Jeśli zauważysz błędy, napisz mi o nich, a poprawię je ^^
Linki do siebie, informacje o konkursach i nowych rozdziałach proszę umieszczać w zakładce "Księga Gości"