24 lipca 2013

Chapter III Beginning Of The End

Rozdział III

„Początek końca”

Część I



Powiedziałam im wszystko. Wszystko co mi się przydarzyło. To, jak opanowała mnie mroczna energia i ty podobne... Zaciekawił ich głównie Atlantis. Trzeba przyznać, że to jeden z bardziej niezwykłych nyxionów jakie widziałam. Jednak denerwuje mnie fakt, że uwolniłam ich. Jak mogłam być tak głupia? Jak mogłam wykonywać jego polecenia? Szkoda, że nic co się stało już się nie odstanie. Teraz powinnam skupić się na pokonaniu tej mrocznej dwójki. Zanim stanie się coś naprawdę złego.
Następnego dnia tuż po swojej walce, poleciałam do domu. Nie za bardzo chciało mi się oglądać pozostałe pojedynki. Po za tym musiałam rozprostować skrzydła. Już w ludzkiej postaci stanęłam przed dębowymi drzwiami. Ogromna działka i ogromny dom. To właśnie tu mieszkam wraz z Age… i chłopakami. Tak, nadal tu są i raczej im się nie śpieszy z wyjazdem. Darowałam już sobie próby dowiedzenia się prawdy. I tak nam nie powiedzą. Z kieszeni wyjęłam komplet kluczy i otworzyłam drzwi frontowe. Tuż po wejściu, poczułam przyjemny zapach…
„Ciasto!”-przemknęło mi przez głowę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę kuchni, starając się nie potknąć - Jak to mam w zwyczaju – o buty, jakieś szale lub inne niezbyt bezpieczne przedmioty… Gdy tylko przekroczyłam próg, spostrzegłam kopertę leżącą na stole. Wychodziłam stąd ostatnia, a dom był zamknięty. Cała nasza czwórka była na treningu, więc jakim cudem on tu się znalazł? Niepewnie podeszłam do ławy i złapałam kopertę. Zaadresowany do mnie, ale brak nadawcy… Czym prędzej go otworzyłam. Ze środka wypadła złożona w pół kartka i cztery bilety lotnicze. Skupiłam się na arkuszu. Rozłożyłam go i zaczęłam czytać na głos, a w między czasie na moim ramieniu pojawił się Dragonoid.



Witaj Ann!
Co tam u ciebie? Pewnie nie masz pojęcia kim jestem, prawda? Cóż, o tym powiem ci kiedy indziej. Teraz przejdę do rzeczy. W kopercie znalazłaś cztery bilety lotnicze. Chciałam Cię zaprosić do ekskluzywnego hotelu, znajdującego się w Stanach Zjednoczonych, parę kilometrów od wybrzeża Kalifornii na wyspie Secan. Wokół znajdują się liczne, niezaludnione wysepki. Radzę Ci się pośpieszyć! Samolot masz 30 października na godz. 7.00. Został Ci tylko dzień!
Powodzenia!
Green



Po przeczytaniu całości, zatkało mnie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nic. Usiadłam na krześle i chwyciłam bilety. Tak jak było w liście. Lot do Kalifornii, a następnie statkiem na wyspę. Wakacje na początku jesieni? Kiepski pomysł. Choć całkiem ciekawa propozycja… Jednak niepokoi mnie data, 30 października to dzień przed Halloween. Czas dla demonów, duchów i wszelkiego rodzaju Kaiju. Wydawałoby się, że to zwykły dzień. Jednak nie do końca. Halloween to dzień, a raczej noc podczas, której stworzenia takie jak potwory czerpią energię. Jest ona jakby posiłkiem jedynym w swoim rodzaju, podobnym do tego podczas pełni. Jednak w tym roku Halloween pokrywa się z nią. A to nie wróży niczego dobrego. Wtedy Kaiju są nieprzewidywalne, ponieważ nie do końca nad sobą panują. Choć w sumie energia płynąca z księżyca jest zazwyczaj pozytywna. Pozwala na regeneracje. Jednak jej nadmiar powoduje zupełny brak kontroli, a co za tym idzie, agresję. Niestety dotyczy to również ludzi którzy w połowie są potworami. Jednak oni mniej na nią reagują. Dobre i to… Nagle z zamyślenia wyrwał mnie smród spalenizny. Z piekarnika, gdzie jeszcze niedawno piekło się smakowicie wyglądające ciasto, wydobywał się dym.
- Osz cholera!- złapałam jakąś szmatkę i podbiegłam do kuchenki. Wyłączyłam ją, a następnie powoli otworzyłam. Z wnętrza jak z komina przemysłowego wydobywał się czarny jak smoła dym. W pomieszczeniu zrobiło się szaro i dusznie. Z trudem łapałam powietrze, krztusząc się. Oczy miałam załzawione. Po omacku skierowałam się do okien i otworzyłam wszystkie na oścież. Gdy tylko w pomieszczeniu znów było jasno, wyjęłam z piekarnika resztki ciasta. Wrzuciłam je do zlewu, a następnie zalałam wodą. Nie wiem nawet czy zrobiłam dobrze. Miło, że opanowałam sytuację. Niestety kuchnia wyglądała jak po przejściu tornada. Nagle usłyszałam cichy chichot i zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje.


***


W połowie walki zorientowałem się, że Ann zniknęła. Chciałem pokazać jej nowe techniki, które całkowicie dekoncentrują przeciwnika, choć i tak bez nich Lineholt doskonale sobie radzi. W sumie nie dziwię się Varcon. Po wydarzeniach z poprzedniego dnia trudno zachowywać się normalnie. Uwolniła coś i czuje się z tego powodu winna. Chodzi zamyślona i nieobecna. Jednak przecież nie jest sama. Osobiście załatwię tego padalca! On i jego Atlantis pożałują, że postanowili się uwolnić. Zakończyłem walkę jak zwykle zwycięstwem. Bitwy dla mnie i Lineholta są proste, szczególnie w nocy. To jest nasz żywioł. Ciemność… Poprosiłem żeby nyxion przeniósł mnie, Rafe i Age na podwórze tuż przed domem. Zrobił to o co prosiłem, wszystko na około zafalowało i już po chwili staliśmy w wyznaczonym miejscu. Spojrzałem w dal i zamyśliłem się. Czas znaleźć sposób na walki ukryte przed ciekawskim wzrokiem ludzi. Dziwne, że dziewczyny w ogóle się tym nie przejmowały. Co prawda ćwiczymy w miejscach, gdzie zazwyczaj nie ma ludności. Lecz nigdy nie wiadomo co może się stać. Dlatego właśnie muszę coś wymyśleć. Jako pierwszy przekroczyłem próg domu. Od razu poczułem smród spalenizny, dochodzący z kuchni. Pobiegłem w jej kierunku. Wewnątrz, Ann desperacko próbowała opanować zaistniałą sytuację. Chciałem jej pomóc, ale zanim tam wbiegłem ktoś złapał mnie za ramię.
- Zostaw ją.- stanowczo postanowiła wampirzyca, a z kieszeni wyjęła małą kamerkę.
- Co zamierzasz?- spytałem, domyślając się już co miała na myśli.
- To będzie hit Internetu…- zachichotała pod nosem. Jednak wampirzyca nie nakręciła za dużo. Już po chwili Ann opanowała sytuację. Dopiero wtedy zorientowała się, że ją obserwowaliśmy. Stanęła jak wryta.
- Wszystko w porządku?- ruszyłem w jej kierunku, ale ona bez słowa wyminęła mnie i wybiegła z kuchni. Odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili na stole zauważyłem jakieś papiery. Wziąłem je do ręki, wyjąłem list z koperty i przeczytałem.- Świetnie.- mruknąłem cicho i pobiegłem za nią. Czemu nic nie powiedziała?
***
Zatrzasnęłam za sobą drzwi , najmocniej jak tylko umiałam. Drago poleciał na swoje miejsce, a ja padłam na kanapę. I zakryłam twarz poduszką.
- Wyszłam na totalną idiotkę!- warknęłam- Przed nimi wszystkimi! Przed nim!- zaczęłam użalać się nad sobą.- Jak mogłam ich nie zauważyć? Nawet nie wyczułam ich obecności!
- Przecież nic się nie stało.- smok próbował mnie uspokoić.
- Nic się nie stało?!- wstałam i cisnęłam poduszką w stronę Dragonoida- Wyszłam na idiotkę! To się stało!- krzyknęłam. Cała się trzęsłam ze złości, gdy nagle spostrzegłam Rena. Zdębiałam. Nie wiem kiedy wszedł, ale coś czułam, że stał już tu od dłuższego czasu. Usiadłam na kanapie i podciągnęłam kolana pod brodę. Później ukryłam twarz w rękach. Całkowicie skompromitowana. Czemu ja się tak zachowuję? Przecież taka nie jestem… czy nie byłam? – Świetnie!- prychnęłam- teraz wyszłam na podwójną idiotkę…- dodałam już ciszej tak, aby mnie nie usłyszał. Choć i tak wie już wystarczająco. Usłyszałam kroki powoli zbliżające się w moją stronę, a potem poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Nie wyszłaś na idiotkę.- szepnął wprost do mojego ucha i przytulił mnie. Czułam jak się rumienię… Chwila, co?
- Udajesz, wiem, że tak jest.- odparłam chłodno i odepchnęłam od siebie chłopaka.- Zrobiłam z siebie pośmiewisko. Zawsze tak było, jest i będzie.
Ren spojrzał na mnie zaskoczony, ale już po chwili uśmiechnął się.
- Naprawdę nic się nie stało.- próbował mnie pocieszyć. Delikatnie ujął mój podbródek i podniósł moją głowę tak, abym na niego patrzyła. Jego oczy są tak hipnotyzujące… Gdy uzmysłowiłam sobie co się dzieje, wyrwałam się i spuściłam wzrok.
- Od kiedy tylko pamiętam, moja odmienność sprawiała mi problemy. Nigdy nie potrafiłam być tak jak inni. Zachowywać się normalnie…
- O czym ty mówisz?- spytał zbity z tropu chłopak, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
- Jestem inna… Dlatego moją jedyną przyjaciółką jest Age. Jest taka jak ja… I pomimo tego, że często się kłócimy, próbujemy zabić… zawsze jesteśmy razem.- spojrzałam na Rena, ale po chwili wbiłam pusty wzrok w podłogę- Tylko tak można wytrzymać w świecie, w którym potwory są znienawidzone i potępiane.- zamilkłam. Nie wierzę, że to powiedziałam, ale tak mi to ciążyło, że nie mogłam już dłużej milczeć. Nikomu jeszcze nigdy tak szybko nie zaufałam. Nawet Age…
- Dla mnie jesteś najlepsza.- odezwał się chłopak- A twoja odmienność sprawia, że jesteś wyjątkowa. Ich zdanie się nie liczy. Ważne jest to co ty o sobie myślisz- odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i ponownie mnie przytulił.- Pamiętaj o tym…- szepnął wprost do mojego ucha. Objęłam go w pasie i odwzajemniłam uścisk. To nowe uczucie było tak przyjemne, że chciałabym aby trwało wiecznie. Cała złość i bezsilność zniknęła. W jego objęciach czułam się bezpieczna.
- Dzięki.- szepnęłam i oderwałam się od niego. Zakłopotana poprawiłam grzywkę.- Za wszystko.
Szarowłosy znów się uśmiechnął, a ja poczułam, że znów się rumienię. On chyba też. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, spuścił wzrok.
- Nie ma za co- odparł- Niepotrzebnie robisz ze wszystkiego taką aferę.- mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja przytaknęłam. Nie da się ukryć. Taka już po prostu jestem.
- Przyzwyczaj się- uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Skoro już się uspokoiłaś to czy wyjaśnisz mi co to jest?- Ren wyjął z tylnej kieszeni kopertę, a ze środka wypadły znajome mi bilety.- Przeczytałem...- podrapał się w tył głowy i położył papiery na kanapie.
- Sama do końca nie wiem, co to jest.- westchnęłam cicho, odwracając się w stronę okien.
- Zamierzasz tam polecieć?- spytał wskazując na bilety.
- Jeśli już to tylko wtedy, gdy wszyscy się zgodzą.- odparłam, uśmiechając się.
- Nie mam nic przeciwko.-chłopak odwzajemnił uśmiech- Powiem Rafowi, on przekona wampirzycę.
- Dzięki, przynajmniej z nią nie będę musiała się użerać.
- Odpocznij- dodał stanowczo, opierając rękę na moim ramieniu.- Zajmę się wszystkim. Mam ochotę zobaczyć kawałek tego dziwnego świata.- dodał i wstał, a po chwili wyszedł z pokoju. Odetchnęłam z ulgą i z powrotem położyłam się na kanapie. Za dwa dni lot. Nie powiem, zawsze marzyłam o tym by wybrać się do tego kraju, a teraz dostaję na to szansę.
- Postanowiłaś już?- podniosłam wzrok na nadlatującego smoka.
- Tak- pokiwałam głową- Lot z dwa dni.
- W halloween?- odparł pytaniem- Nie jestem pewien czy to rozsądne…
- Rozumiem co masz na myśli- przerwałam mu i usiadłam po turecku- ale zawsze chciałam wyjechać do USA. Fakt, wiadomość jest podejrzana i ryzyko jest duże… Jednak musisz przyznać, że stawialiśmy czoła gorszym wyzwanią.- spojrzałam na niego wyczekująco. Smok tylko westchnął.
- Obrona Vestranu nie należała do łatwych, a pojedynków jakie stoczyliśmy tu na Ziemi nie da się zliczyć na palcach jednej ręki. Jednak to jest inne.- odparł spokojnie Drago- Potwory jakie uwolniliśmy mogą okazać się dużo potężniejsze od tych, które już pokonaliśmy. Może ten wyjazd to ich sprawka… a co jeśli okażę się pułapką?
- Wiem…- westchnęłam cicho- Ale jeśli tam nie polecimy, nie przekonamy się co na nas czeka.- odparłam stanowczo- A ja nie cierpię siedzieć w miejscu i nic nie robić.- dodałam już ciszej i spuściłam wzrok.
- Znam cię bardzo dobrze i wiem, że jak już coś postanowisz to nie odpuścisz. Dlatego polecę tam z tobą i w razie czego razem staniemy do walki z wrogiem.
Uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Dzięki- szepnęłam i odgarnęłam czerwone końcówki z twarzy. Ogarnęłam wzrokiem pokój. Po chwili wstałam i ruszyłam w stronę garderoby. W końcu muszę zacząć się pakować.



***


Zbiegłem jak najszybciej po schodach i ruszyłem do kuchni. Nie wiem po co właściwie się śpieszyłem, ale było mi to obojętne. Co mi strzeliło do głowy?! To miała być misja, rodzaj zwiadu, a ja… zachowuję się jak idiota. Po co ją przytuliłem? Ok, była trochę załamana, ale bez przesady... Nie potrafię tego wyjaśnić, ponieważ zrobiłem to tak jakby instynktownie. Gdy dobiegłem do kuchni okazało się, że nikogo już tam nie ma. Zrezygnowany usiadłem na krześle.
- Świetnie!- mruknąłem cicho pod nosem. Przecież nie mogę się w niej tak po prostu zakochać?! Po pierwsze, pochodzę z Sarcare, a ona z Ziemi. To dwie całkiem odmienne planety. Po drugie, przeze mnie może mieć kłopoty. Nie pozwolę na to. To dotyczy tylko mnie, ale czy to ich w ogóle obchodzi? Żałuję, że kiedykolwiek miałem z nimi styczność. Dlatego wstąpiłem do grupy zwiadowczej. Miałem nadzieję, że pozbędę się ich na zawsze. I nie będę musiał robić tych wszystkich okropnych rzeczy, które były niemalże konieczne podczas wojny. Niestety, myliłem się. Wciąż mnie prześladują, a to mnie powoli wykańcza. Dobrze, że chociaż Rafowi nic nie zrobią, zresztą on by sobie poradził. Tylko czekać aż zaatakują. Rozejrzałem się. Nic tu po mnie. Wstałem i ruszyłem w kierunku schodów. Każdy krok stawiałem bardzo ostrożnie. Nie tylko z uwagi na pułapki Age. Swoją drogą nawet nie wiem dlaczego się tak na mnie uwzięła… Zmęczenie dawało po sobie znaki. Czułem się jakby coś wyssało ze mnie energie. Może to kolejna sztuczka wampirzycy? W końcu doszedłem do pokoju. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. O dziwo nie było żadnych pułapek. Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi i wdrapałem się na piętrowe łóżko.
- Co jest?- nyxion od razu wyczuł moje złe samopoczucie.
- Wszystko… w porządku.- mruknąłem niewyraźnie i położyłem się na plecach.
- Mnie nie oszukasz, Ren. Widzę co się dzieje.
- Wykrywacz emocji się znalazł.- prychnąłem i przewróciłem się na bok.- Wszystko gra.- odparłem, po czym zamachnąłem ręką w stronę nyxiona, odpędzając go jak natrętną muchę. Zrezygnowany Lineholt odleciał na bezpieczną odległość, a ja przekręciłem się na drugi bok i powróciłem do rozmyślań. W ostateczności wrócę na Sarcare. Inaczej może dojść do tego, że nawet tu się przeniosą. Nie będę w stanie ich powstrzymać, ale gdy wrócę tam to chociaż uchronię przyjaciół. Chyba…
Nagle z zamyślenia wyrwało mnie czyjeś warczenie. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju.  Tuż przy komodzie stało jakieś stworzenie. Przypominało ziemskiego psa. Postawione uszy, niezbyt długi pysk, zakręcony ogon. Stwór miał jasną sierść, był sporych rozmiarów i dobierał się do moich rzeczy!  Cholera, to chyba Dingo, wredny kundel Age. Rozejrzałem się po łóżku w poszukiwaniu jakiegoś ciężkiego przedmiotu. W kącie leżało kilka książek. Złapałem najcięższą z nich i cisnąłem nią w tego kundla. Sądziłem, że to go powali lub chociaż zdezorientuje na tyle żebym mógł go wyrzucić z pokoju. Jednak osiągnąłem efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Dingo odwrócił się w moją stronę i najeżył. Zbladłem.

- O, shit…- mruknąłem pod nosem.



Cdn.

------------------------------------

Oj, tak! Wreszcie coś nowego ^^ Możecie mnie mordować, dusić, torturować itp. ale nie miałam czasu na pisanie. Jak widzicie to tylko pierwsza część nowego rozdziału, z uwagi na ilość stron. Następny postaram się dodać nieco szybciej, a przynajmniej mam taką nadzieję. Na obozie jeździeckim nie ma jak pisać...

Do zobaczenia ^^

Ann Varcon oraz Age Willow

15 lipca 2013

Względem rozdziału 3!

Od dawna nie dodawałyśmy na bloga żadnego nowego rozdziału.... Chcemy za to bardzo was przeprosić. Ja i Ann nie mamy czasu. Od poniedziałku do piątku zajmujemy się końmi, a wieczorami jesteśmy padnięte.... Głównie to Ann pisze to wszystko na kompie, mój się do tego nie nadaje. (11 letni, Stacjonarny staruszek xD). Praca na nim nie jest łatwa. -,- Rozdział powinien się pojawić się przed czwartkiem lub po 28 lipca! (Oby dwie jedziemy na obóz).
Pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość!
Age ;*

Obserwatorzy