09 listopada 2013

Chapter III Beginning Of The End

Powiedziałam im wszystko. Wszystko co mi się przydarzyło. 
To, jak opanowała mnie mroczna energia oraz o krysztale, który był więzieniem dla blond włosego chłopaka i jego nyxiona. Zaciekawił ich głównie mroczny smok. Trzeba przyznać, że to jeden z bardziej niezwykłych nyxionów jakie widziałam. Jednak denerwuje mnie fakt, że ich uwolniłam. Jak mogłam być tak głupia? Jak mogłam wykonywać jego polecenia? Teraz muszę skupić się na pokonaniu tej mrocznej dwójki. Zanim stanie się coś naprawdę złego.


Następnego dnia tuż po swojej walce, poleciałam do domu. 
Nie chciało mi się oglądać pozostałych pojedynków. Po za tym musiałam rozprostować skrzydła. Już w ludzkiej postaci stanęłam przed dębowymi drzwiami. Ogromna działka i ogromny dom. To właśnie tu mieszkam wraz z Age… i chłopakami. Tak, nadal tu są i raczej im się nie śpieszy z wyjazdem. Darowałam już sobie próby dowiedzenia się prawdy. I tak nam nie powiedzą. Zresztą póki co, kontrolujemy sytuację. Z kieszeni wyjęłam komplet kluczy i otworzyłam drzwi frontowe. Tuż po wejściu, poczułam przyjemny zapach…
„Ciasto!”-przemknęło mi przez głowę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę kuchni, starając się nie potknąć - Jak to mam w zwyczaju – o buty, jakieś szale lub inne niezbyt bezpieczne przedmioty… Gdy tylko przekroczyłam próg, spostrzegłam kopertę leżącą na stole. Wychodziłam stąd ostatnia, a dom był zamknięty. Cała nasza czwórka była na treningu, więc jakim cudem on tu się znalazł? Niepewnie podeszłam do ławy i złapałam kopertę. Zaadresowany do mnie, ale brak nadawcy… Czym prędzej go otworzyłam. Ze środka wypadła złożona w pół kartka i cztery bilety lotnicze. Skupiłam się na arkuszu. Rozłożyłam go i zaczęłam czytać na głos, a w między czasie na moim ramieniu pojawił się Dragonoid.



Witaj Ann!
Co tam u ciebie? Pewnie nie masz pojęcia kim jestem, prawda? Znamy się już od dawna. Na pewno mnie kojarzysz, ale teraz przejdę do ważniejszych rzeczy. W kopercie znalazłaś cztery bilety lotnicze. Chciałam Cię zaprosić do ekskluzywnego hotelu moich rodziców, znajdującego się w Stanach Zjednoczonych, parę kilometrów od wybrzeża Kalifornii na wyspie Secan. Wokół znajdują się liczne, niezaludnione wysepki. Radzę Ci się pośpieszyć! Samolot masz 30 października na godz. 7.00. Został Ci tylko dzień!
Powodzenia!
Green



Po przeczytaniu całości, zatkało mnie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nic. Imię było mi znajome, nawet nie wiem skąd... Usiadłam na krześle i chwyciłam bilety. Tak jak było w liście. Lot do Kalifornii, a następnie statkiem na wyspę. Wakacje na początku jesieni? Kiepski pomysł. Choć całkiem ciekawa propozycja… Jednak niepokoi mnie data, 30 października to dzień przed Halloween. Czas dla demonów, duchów i wszelkiego rodzaju Kaiju. Wydawałoby się, że to zwykły dzień. Jednak nie do końca. Halloween to dzień, a raczej noc podczas, której stworzenia takie jak potwory czerpią energię. Jest ona jakby posiłkiem jedynym w swoim rodzaju, podobnym do tego podczas pełni. Jednak w tym roku Halloween pokrywa się z nią. A to nie wróży niczego dobrego. Wtedy Kaiju będą jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż zwykle. Choć w sumie energia płynąca z księżyca jest zazwyczaj pozytywna. Pozwala na regeneracje. Jednak jej nadmiar powoduje zupełny brak kontroli, a co za tym idzie, agresję. Niestety dotyczy to również ludzi którzy w połowie są potworami. Jednak oni mniej na nią reagują. Dobre i to… Nagle z zamyślenia wyrwał mnie smród spalenizny. Z piekarnika, gdzie jeszcze niedawno piekło się smakowicie wyglądające ciasto, wydobywał się dym.
- Osz cholera!- złapałam jakąś szmatkę i podbiegłam do kuchenki. Wyłączyłam ją, a następnie szybko otworzyłam. Z wnętrza jak z komina przemysłowego wydobywał się czarny jak smoła dym. W pomieszczeniu zrobiło się szaro i dusznie. Z trudem łapałam powietrze. Krztusiłam się. Oczy miałam załzawione. Po omacku skierowałam się do okien i otworzyłam wszystkie na oścież. Gdy tylko w pomieszczeniu znów było jasno, wyjęłam z piekarnika resztki ciasta. Wrzuciłam je do zlewu, a następnie zalałam wodą. Nie wiem nawet czy zrobiłam dobrze. Niestety kuchnia wyglądała jak po przejściu tornada. Nagle usłyszałam cichy chichot i zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje.



***



W połowie walki zorientowałem się, że Ann zniknęła. Chciałem pokazać jej nowe techniki, które całkowicie dekoncentrowały przeciwnika, choć i tak bez nich Lineholt doskonale sobie radził... W sumie nie dziwię się Varcon. Po wydarzeniach z poprzedniego dnia trudno zachowywać się normalnie. Uwolniła coś i czuje się z tego powodu winna. Chodzi zamyślona i nieobecna. Jednak przecież nie jest sama. Osobiście załatwię tego padalca! On i jego Atlantis pożałują, że postanowili się uwolnić. Zakończyłem walkę, jak zwykle zwycięstwem. Bitwy dla mnie i Lineholta są proste, a już szczególnie w nocy. To jest nasz żywioł. Ciemność… Poprosiłem żeby nyxion przeniósł mnie, Rafe i Age na podwórze tuż przed domem. Zrobił to o co prosiłem, a wszystko na około zafalowało i już po chwili staliśmy w wyznaczonym miejscu. Spojrzałem w dal i zamyśliłem się. Czas znaleźć sposób na walki ukryte przed ciekawskim wzrokiem ludzi. Dziwne, że dziewczyny w ogóle się tym nie przejmowały. Co prawda ćwiczyliśmy w miejscach, gdzie zazwyczaj nie ma ludności. Lecz nigdy nie wiadomo co może się stać. Dlatego właśnie muszę coś wymyśleć. Jako pierwszy przekroczyłem próg domu. Od razu poczułem smród spalenizny, dochodzący z kuchni. Pobiegłem w jej kierunku. Wewnątrz, Ann desperacko próbowała opanować zaistniałą sytuację. Chciałem jej pomóc, ale zanim tam wbiegłem ktoś złapał mnie za ramię.
- Zostaw ją.- stanowczo postanowiła wampirzyca, a z kieszeni wyjęła małą kamerkę.
- Co zamierzasz?- spytałem- A w ogóle to skąd masz naglę kamerkę?!
- Nieważne... To będzie hit Internetu…- zachichotała pod nosem. Jednak wampirzyca nie nakręciła dużo. Już po chwili Ann opanowała sytuację. Dopiero wtedy zorientowała się, że ją obserwowaliśmy. Stanęła jak wryta.
- Wszystko w porządku?- ruszyłem w jej kierunku i przekroczyłem próg, ale ona bez słowa wyminęła mnie i wybiegła z kuchni. Odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili na stole zauważyłem jakieś papiery. Wziąłem je do ręki, wyjąłem list z koperty i przeczytałem.- Świetnie.- mruknąłem cicho i pobiegłem za nią. Czemu ona nigdy nic nie mówi?



***



Zatrzasnęłam za sobą drzwi , najmocniej jak tylko umiałam. Drago poleciał na swoje miejsce, a ja padłam na kanapę. I zakryłam twarz poduszką.
- Wyszłam na totalną idiotkę!- warknęłam- Przed wszystkimi!- zaczęłam użalać się nad sobą.- Jak mogłam ich nie zauważyć? Nawet nie wyczułam ich obecności!
- Oh, przecież nie przed wszystkimi. To tylko trzy osoby...- zażartował smok, ale widząc moje spojrzenie od razu ucichł.
- Pocieszające!- syknęłam.
- Przecież nic się nie stało...- dodał cicho smok.
- Nic się nie stało?!- wstałam i cisnęłam poduszką w stronę Dragonoida- Wyszłam na idiotkę! To się stało!- krzyknęłam. Cała się trzęsłam ze złości. Nagle spostrzegłam Rena. Zdębiałam. Nie wiem kiedy wszedł, ale coś czułam, że stał już tu od dłuższego czasu. Usiadłam na kanapie i podciągnęłam kolana pod brodę. Później ukryłam twarz w rękach. Całkowicie skompromitowana. Czemu ja się tak zachowuję? Przecież taka nie jestem… czy nie byłam? – Świetnie!- prychnęłam- teraz wyszłam na podwójną idiotkę…- dodałam już ciszej tak, aby mnie nie usłyszał. Choć i tak dowiedział się już wystarczająco dużo. Usłyszałam kroki, powoli zbliżające się w moją stronę, a potem poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Nie wyszłaś na idiotkę.- szepnął wprost do mojego ucha i przytulił mnie. Czułam jak się rumienię… Chwila, co?
- Udajesz, wiem, że tak jest.- odparłam chłodno i odepchnęłam od siebie chłopaka.- Zrobiłam z siebie pośmiewisko. Zawsze tak było, jest i będzie.
Ren spojrzał na mnie zaskoczony, ale już po chwili uśmiechnął się.
- Naprawdę nic się nie stało.- próbował mnie pocieszyć. Delikatnie ujął mój podbródek i podniósł moją głowę tak, abym na niego patrzyła. Jego oczy są tak hipnotyzujące… Gdy uzmysłowiłam sobie co się dzieje, wyrwałam się i spuściłam wzrok.
- Od kiedy tylko pamiętam, moja odmienność sprawiała mi problemy. Nigdy nie potrafiłam być tak jak inni. Zachowywać się normalnie…
- O czym ty mówisz?- spytał zbity z tropu chłopak, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
- Jestem inna… Dlatego moją jedyną przyjaciółką jest Age. Jest taka jak ja… I pomimo tego, że często się kłócimy, próbujemy zabić… zawsze jesteśmy razem.- spojrzałam na Rena, ale po chwili wbiłam pusty wzrok w podłogę- Tylko tak można wytrzymać w świecie, w którym potwory są znienawidzone i potępiane.- zamilkłam. Nie wierzę, że to powiedziałam, ale tak mi to ciążyło, że nie mogłam już dłużej milczeć. Nikomu jeszcze nigdy tak szybko nie zaufałam. Nawet Age…
- Dla mnie jesteś najlepsza.- odezwał się chłopak- A twoja odmienność sprawia, że jesteś wyjątkowa. Ich zdanie się nie liczy. Ważne jest to co ty o sobie myślisz- odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i ponownie mnie przytulił.- Pamiętaj o tym…- szepnął wprost do mojego ucha. Objęłam go w pasie i odwzajemniłam uścisk. To nowe uczucie było tak przyjemne, że chciałabym aby trwało wiecznie. Cała złość i bezsilność zniknęła. W jego objęciach czułam się bezpieczna.
- Dzięki.- szepnęłam i oderwałam się od niego. Zakłopotana poprawiłam grzywkę.- Za wszystko.
Szarowłosy znów się uśmiechnął, a ja poczułam, że się rumienię. On chyba też... Gdy nasze spojrzenia się spotkały, spuścił wzrok.
- Nie ma za co- odparł- Niepotrzebnie robisz ze wszystkiego taką aferę.- mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja przytaknęłam. Nie da się ukryć. Taka już po prostu jestem.
- Przyzwyczaj się- uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Skoro już się uspokoiłaś to czy wyjaśnisz mi co to jest?- Ren wyjął z tylnej kieszeni kopertę, a ze środka wypadły znajome mi bilety.- Przeczytałem...- podrapał się w tył głowy i położył papiery na kanapie.
- Sama do końca nie wiem, co to jest.- westchnęłam cicho, odwracając się w stronę okien.
- Zamierzasz tam polecieć?- spytał wskazując na bilety.
- Jeśli już to tylko wtedy, gdy wszyscy się zgodzą.- odparłam- Choć nie wiem czy to bezpieczne. Ostatnio popełniam mnóstwo błędów. Sam wiesz, który był najgorszy...- westchnęłam ciężko.
- Nie mam nic przeciwko.-chłopak odwzajemnił uśmiech- Powiem Rafowi, on przekona wampirzycę.
- Dzięki, przynajmniej z nią nie będę musiała się użerać.- uśmiechnęłam się słabo.
- Odpocznij- dodał stanowczo, opierając rękę na moim ramieniu.- Zajmę się wszystkim. Mam ochotę zobaczyć kawałek tego dziwnego świata.- dodał i wstał, a po chwili wyszedł z pokoju. Odetchnęłam z ulgą i z powrotem położyłam się na kanapie. Za dwa dni lot. Nie powiem, zawsze marzyłam o tym by wybrać się do tego kraju, a teraz dostaję na to szansę.
- Postanowiłaś już?- podniosłam wzrok na nadlatującego smoka.
- Tak- pokiwałam głową- Lot już niedługo.
- W halloween?- odparł pytaniem- Nie jestem pewien czy to rozsądne…
- Rozumiem co masz na myśli- przerwałam mu i usiadłam po turecku- ale zawsze chciałam wyjechać do USA. Fakt, wiadomość jest podejrzana i ryzyko jest duże… Jednak musisz przyznać, że stawialiśmy czoła gorszym wyzwanią.- spojrzałam na niego wyczekująco. Smok tylko westchnął.
- Obrona Vestranu nie należała do łatwych, a pojedynków jakie stoczyliśmy tu na Ziemi nie da się zliczyć na palcach jednej ręki. Jednak to jest inne.- odparł spokojnie Drago- Potwory jakie uwolniliśmy mogą okazać się dużo potężniejsze od tych, które już pokonaliśmy. Może ten wyjazd to ich sprawka… a co jeśli okażę się pułapką?
- Wiem…- westchnęłam cicho- Ale jeśli tam nie polecimy, nie przekonamy się co na nas czeka.- odparłam stanowczo- A ja nie cierpię siedzieć w miejscu i nic nie robić.Zresztą muszę dowiedzieć się kim jest ta dziewczyna, która wysłała zaproszenie.- dodałam już ciszej i spuściłam wzrok.
- Znam cię bardzo dobrze i wiem, że jak już coś postanowisz to nie odpuścisz. Dlatego polecę tam z tobą i w razie czego razem staniemy do walki z wrogiem.
Uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Dzięki- szepnęłam i odgarnęłam czerwone końcówki z twarzy. Ogarnęłam wzrokiem pokój. Po chwili wstałam i ruszyłam w stronę garderoby. W końcu muszę zacząć się pakować. 



***



Zbiegłem jak najszybciej po schodach i ruszyłem do kuchni. Nie wiem po co właściwie się śpieszyłem, ale było mi to obojętne. Co mi strzeliło do głowy?! To miała być misja, rodzaj zwiadu, a ja… zachowuję się jak idiota. Po co ją przytuliłem? Ok, była trochę załamana, ale bez przesady... Nie potrafię tego wyjaśnić, ponieważ zrobiłem to tak jakby instynktownie. Eh, tracę już rozum... Gdy dobiegłem do kuchni okazało się, że nikogo już tam nie ma. Zrezygnowany usiadłem na krześle.
- Świetnie!- prychnąłem cicho pod nosem. Przecież nie mogę się w niej tak po prostu zakochać?! Po pierwsze, pochodzę z Sarcare, a ona z Ziemi. To dwie całkiem odmienne planety. Po drugie, przeze mnie może mieć kłopoty. Nie pozwolę na to. To dotyczy tylko mnie, ale czy to ich w ogóle obchodzi? Żałuję, że kiedykolwiek miałem z nimi styczność. Dlatego wstąpiłem do grupy zwiadowczej. Miałem nadzieję, że pozbędę się ich na zawsze. I nie będę musiał robić tych wszystkich okropnych rzeczy, które były niemalże konieczne podczas wojny. Niestety, myliłem się. Wciąż mnie prześladują, a to mnie powoli wykańcza. Dobrze, że chociaż Rafowi nic nie zrobią, zresztą on by sobie poradził. Tylko czekać aż zaatakują. Rozejrzałem się. Nic tu po mnie. Wstałem i ruszyłem w kierunku schodów. Każdy krok stawiałem bardzo ostrożnie. Nie tylko z uwagi na pułapki Age. Swoją drogą nawet nie wiem dlaczego się tak na mnie uwzięła… Zmęczenie dawało po sobie znaki. Czułem się jakby coś wyssało ze mnie energie. Może to kolejna sztuczka wampirzycy? W końcu doszedłem do pokoju. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. O dziwo nie było żadnych pułapek. Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi i wdrapałem się na piętrowe łóżko.
- Co jest?- nyxion od razu wyczuł moje złe samopoczucie.
- Wszystko… w porządku.- mruknąłem niewyraźnie i położyłem się na plecach.
- Mnie nie oszukasz, Ren. Widzę co się dzieje.
- Wykrywacz emocji się znalazł.- prychnąłem i przewróciłem się na bok.- Wszystko gra.- odparłem, po czym zamachnąłem ręką w stronę nyxiona, odpędzając go jak natrętną muchę. Zrezygnowany Lineholt odleciał na bezpieczną odległość, a ja przekręciłem się na drugi bok i powróciłem do rozmyślań. W ostateczności wrócę na Sarcare. Inaczej może dojść do tego, że nawet tu się przeniosą. Nie będę w stanie ich powstrzymać, ale gdy wrócę tam to chociaż uchronię przyjaciół. Chyba…
Nagle z zamyślenia wyrwało mnie czyjeś warczenie. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju.  Tuż przy komodzie stało jakieś stworzenie. Przypominało ziemskiego psa. Postawione uszy, niezbyt długi pysk, zakręcony ogon. Stwór miał jasną sierść, był sporych rozmiarów i dobierał się do moich rzeczy!  Cholera, to chyba Dingo, wredny kundel Age. Rozejrzałem się po łóżku w poszukiwaniu jakiegoś ciężkiego przedmiotu. W kącie leżało kilka książek. Złapałem najcięższą z nich i cisnąłem nią w tego kundla. Sądziłem, że to go powali lub chociaż zdezorientuje na tyle żebym mógł go wyrzucić z pokoju. Jednak osiągnąłem efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Dingo odwrócił się w moją stronę i najeżył. Zbladłem.
- O, shit…- mruknąłem pod nosem. 

Kundel zaszarżował. Próbował mnie dosięgnąć co na moje szczęście mu się nie udawało. Kilka razy oberwał ode mnie w łeb jednak nie robiło to na nim wrażenia. Jego śnieżnobiałe kły były zaledwie kilka centymetrów od mych nóg. Nagle Dingo skoczył i złapał kawałek spodni. Uderzyłem w odwecie kolejny raz w jego łeb. Kundel osunął się na ziemię wraz z urywkiem materiału. Spojrzałem na niego raz jeszcze. Żyje, ale jest zdezorientowany. Postanowiłem wykorzystać tą szansę. Zeskoczyłem z łóżka i wybiegłem z pokoju, zatrzaskując drzwi. Oby nie był tak mądry i ich nie otworzył… Jednak już po krótkiej chwili słyszałem warczenie docierające z pomieszczenia wraz z pazurami, które starały się dosięgnąć klamki. Wolałem nie kusić losu i przyśpieszyłem. Jedyne miejsca gdzie ten kundel mnie nie zagryzie to pokój Ann i Age. Pokój wampirzycy odrzuciłem na samym starcie. Lepiej nie myśleć co tam jest. Skierowałem się więc do pokoju smoczycy z nadzieją, że Dingo sobie odpuści. Wbiegłem do pokoju Ann i z impetem zatrzasnąłem drzwi. Po chwili usłyszałem jak coś odbija się od nich i odchodzi z cichym powarkiwaniem. Odetchnąłem z ulgą. Wreszcie się go pozbyłem.
- Co ty tu robisz?- dotarł do mnie głos Ann. Nadal zdyszany odwróciłem się w jej stronę.
- Wiesz- westchnąłem- to taka dość zabawna sprawa, bo…- przerwałem gdy zorientowałem się co leży w jej walizce. Zasłoniłem szybko oczy ręką, tak aby nic nie widzieć- Sorry… nie wiedziałem- wymamrotałem cicho pod nosem. Po raz kolejny wpakowałem się w zrytą sytuację.



***



Wrzucałam do walizki dosłownie wszystko. Później zajmę się układaniem, bo przede wszystkim chcę szybko ustalić co wezmę. Podeszłam do małych szafek. Otworzyłam jedną z nich i wyjęłam bieliznę. Nie zastanawiając się wrzuciłam ją do foliówki, a następnie do walizki. Usiadłam przed bagażem i zaczęłam trochę porządkować ciuchy by zrobić miejsce na następne. Lecz nagle do pokoju wbiegł Ren, zamykając za sobą drzwi z hukiem. Chłopak odetchnął z ulgą gdy odbiło się od nich jakieś stworzenie i powarkując odeszło.
- Co ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona. Choć mam wrażenie, że wiem co go goniło. Zwrócił się w moją stronę.
- Wiesz - westchnął- to taka zabawna historia, bo…- przerwał i rumieniąc się, zasłonił oczy- Sorry, nie wiedziałem.- mruknął pod nosem. Rozejrzałam się po pokoju. Czemu się tak zachował? Zmrużyłam oczy i spojrzałam na walizkę. Wszystko stało się jasne. Jak najszybciej chciałam ją zamknąć, jednak przy całej tej sytuacji ręce całkowicie mi się poplątały. Zdenerwowana w końcu zamknęłam bagaż i odetchnęłam. Ręce mi się trzęsły, nie mogłam nad sobą zapanować. Cholera! Chłopak zerknął na mnie kątem oka po czym opuścił ręce. Poczułam jak się rumienię.
- Więc teraz powiesz mi co tu robisz?- spytałam, próbując się opanować.
- Spotkałem Dinga- odparł- Próbował mnie zabić, delikatnie mówiąc...
- To nic nowego- westchnęłam- On próbuje zabić każdą osobę, za którą Age nie przepada.
- Skąd ona go wytrzasnęła?
- Wiesz co, chyba wolałabym o tym nie wiedzieć.
- Może kupiła go…- dodał chłopak, gapiąc się w sufit.
- Nie sądzę.- odparłam- Jeśli już to znalazła, a później zabawiła się jego kodem DNA, tworząc bez mała potwora…
- Chwila- przerwał mi złotooki- Rozumiem znalezienie, ale mutacja?! Nie sądziłem, że na Ziemi istnieje możliwość zmiany kodu genetycznego…
- Bo teoretycznie nie ma. Podejrzewam, że pomógł jej przy tym ten niewielki, błękitny kryształ, który nosi non stop na szyi.- stwierdziłam po czym nastała nieprzyjemna cisza.
- Wracam do siebie.- powiedział chłopak, lekko uchylając drzwi.- Na razie!- rzucił i po chwili wybiegł z pokoju. Pokręciłam głową z dezaprobatą i dokończyłam pakowanie walizki. Teraz tylko muszę się upewnić czy aby na pewno wszyscy lecimy do Stanów. Nawet Age…



***



Zwariowała! Po prostu zwariowała! Wbiłam pazury w fotel. Nie nienawidziłam samolotów. Wolałam statki, czy auta. Ze statku mogłam uciec, z samochodu również. W samolocie trudniej było odnaleźć drogę ucieczki. To taka ogromna, twarda i blaszana puszka, w której jest jedna lub max dwie drogi ucieczki. Do tego lata. Nie muszę chyba dodawać, że nie ufam ludzkim maszyną (ludziom też nie)?
Delikatnie przymrużyłam oczy i starałam się opanować drżenie rąk i nóg. Stewardessa, a następnie pilot coś mówili, ale ich nie słuchałam.
- Boisz się latać?- zapytał Rafe
- Nie ufam ludziom i ich wynalazką.- odszepnęłam przez zaciśnięte zęby.
- Będzie dobrze, zobaczysz.-spojrzał na mnie fiołkowymi oczami i uśmiechnął się. Zawsze mnie uspokajał. Jak melisa. Poczułam dziwne uczucie w żołądku. Miłe, ale zupełnie mi obce. Uśmiechnęłam się i rozluźniłam. Wtuliłam się bardziej w fotel i zasnęłam.

Obudził mnie silny wstrząs. Spałam półtorej godziny. Ann nadal znajdowała się w objęciach morfeusza. Podobnie Ren. Nestranin rozwiązywał krzyżówkę. Dziwiło mnie, że aż tyle nas łączy. Kiedy schylał się by włożyć krzyżówkę do plecaka, gumka od jego bokserek i jeszcze kawałek materiału wysunęły się spod spodni tak, że je zobaczyłam. Zaczęłam chichotać gdy zauważyłam nadruk. Wielkanocny zając i Święty Mikołaj. Oboje trzymali w rękach kufle z napojem i właśnie wznosili toast. Kiedy chłopak zorientował się co się stało, podciągnął spodnie i usiadł prosto w fotelu. Cały się zarumienił.
- Gdzie się gapisz?- wyszeptał. Śmiałam się jeszcze chwilę. Chłopak tylko westchnął ciężko.- Niech to pozostanie między nami.
Przytaknęłam i znów wygodnie ułożyłam się w fotelu. Po kilku minutach znów zasnęłam, a stan ten trwał do momentu lądowania...



***



Wreszcie wysiedliśmy z samolotu. Age jak wypłoszone zwierzę, wyskoczyła z maszyny i pognała w stronę wejścia do budynku. Przewróciłam oczami, ignorując jej zachowanie. Razem z chłopakami ruszyłam do wejścia. Tuż nad nim znajdował się ogromny napis: Airport California. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekroczyłam próg. Wewnątrz doznałam nie małego szoku. Ogromna przestrzeń, mnóstwo ludzi. Tak wielkiego lotniska w życiu nie widziałam. A myślałam, że Warsaw Airport jest duże… Wzrokiem szukałam miejsca odbioru bagaży. Nagle zobaczyłam Age, przepychającą się między ludźmi. Po chwili zorientowałam się, że biegnie do walizek. Bez namysłu ruszyłam za nią. Jeszcze zrobi coś głupiego. Za sobą słyszałam kłótnie. Z tego co udało mi się usłyszeć i zrozumieć, jakiś Amerykanin oskarżał Rena i Rafe o próbę kradzieży. Chyba… Pomóc im? Niech sobie sami radzą. Mnie i wampirzycę, dzielił dystans 2 m. Chciałam przyśpieszyć, ale nie mogłam. Byłam wyczerpana, ledwo co oddychałam. To nie było dla mnie normalne. Przecież wytrzymuję długotrwałe loty, a to bardziej męczące niż krótki bieg! Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wpadłam na wampirzycę i razem pomknęłyśmy w stronę ziemi.
- Złaź ze mnie!- wydarła się czarnowłosa wprost do mojego ucha. W jednej chwili poczułam chłód podłogi.- Zwariowałaś?!
- Wybacz- z trudem wydusiłam to słowo- W jednej chwili straciłam wszystkie siły…
Powoli wstałam, wciąż kręciło mi się w głowie. Age przyglądała mi się podejrzliwie. W miedzy czasie dobiegli do nas Rafe i Ren.
- Co jest?- zapytałam pamiętając o tym, że kłócili się z jakimś facetem.
- Wpadłem na jakiegoś faceta w garniaku, a Rafe potknął się o jego walizkę. Teraz twierdzi, że próbowaliśmy ukraść jego bagaż-wysapał Ren- Chyba… Nie wiem, nie znam tego języka.
- W końcu mu zwialiśmy, ale chyba zdążył wezwać ochronę- dodał Rafe. Spojrzałam na miejsce skąd przybiegli. Zbladłam, gdy zobaczyłam dwóch ochroniarzy.
- Bierzemy walizki i spadamy stąd!- warknęłam- Teraz!
Najszybciej jak się dało, złapaliśmy bagaże i pobiegliśmy przed siebie. Starałam się wybierać drogę tak, aby jak najszybciej wydostać się z budynku, a także zgubić goniących nas mężczyzn.



***



Nie wiem dokąd biegliśmy. Prowadziła Ann, a ochroniarze byli coraz bliżej. Miałem nadzieję, że nas nie zobaczą, ale jednak udało im się. W końcu dostrzegłem wyjście. Zadziałał instynkt. Przyśpieszyłem, wymijając smoczycę. Wybiegliśmy z budynku wprost na parking. Spojrzałem za siebie. Ochroniarze będą na zewnątrz już za parę sekund.
- Za samochody!- wydarłem się do reszty. Wszyscy rozdzieliliśmy się. Po krótkiej chwili każde z nas znalazło kryjówkę na tyłach parkingu. Odczekałem parę minut, po czym wyjrzałem zza auta. Ochroniarze jeszcze chwilę obserwowali okolicę jednak po chwili wrócili do budynku. Jak na znak, cała nasz czwórka podniosła się z ziemi. Odetchnąłem z ulgą. Pozbyliśmy się ich. Podszedłem do reszty.
- Co teraz?- spytałem
- Ja bym proponował udać się do portu- odezwał się Dragonoid
- Będzie problem- dodała Ann- Do portu mamy jakieś 10 km. Przynajmniej tak wygląda sytuacja na mapie.
Spojrzałem na ekran jej smartphona.
- W takim razie, co dalej?- spytał fiołkowooki
- Może polecimy Dobrze po tak długie podróży rozprostować skrzydła.
- Mówiłam Ci to już tysiąc razy, Age. Jak ty to sobie wyobrażasz? Niezauważeni przelecimy nad miastem? Mgła aż tak nie chroni…
- Po za tym ja i Rafe nie mamy skrzydeł- poparłem zielonooką
- A nyxiony? Z tego co pamiętam Drago potrafi się teleportować- ponownie wtrąciła wampirzyca
- Dasz radę?- Lineholt zwrócił się do Dragonoida
- Powinienem.- odparł smok. Spojrzałem na Ann. Wyglądała na zmartwioną. Jakby o czymś nie chciała powiedzieć. Po raz kolejny...



***



Boję się o niego. Podczas lotu wypytywałam go o wydarzenia sprzed kilku dni. O to, dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Że też się nie zorientowałam! Opowiedział mi przerażającą prawdę. Gdy ja byłam pod wpływem tej negatywnej energii… Mój nyxion, Drago również był nią pochłonięty. Od tego czasu jest słabszy. Nie wykonuje już silnych ataków. Wychwyciłam to podczas jednego z treningów. Pomimo tego cały czas zapewnia, że wszystko jest w porządku.
- Zgoda- przytaknęłam- Drago?- zwróciłam się do smoka i rozejrzałam po okolicy. Uspokoiło się, na razie nie widać ludzi.- Przenieś nas.
Wyciągnęłam rękę, a nyxion przysiadł na moim ramieniu. Ren, Rafe oraz Age położyli dłonie na moim ramieniu. Po chwili Dragonoid rozbłysł oślepiającym światłem. Poczułam jak tracę grunt pod stopami, a wszystko wokół zaczyna wirować.
Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Drago przeniósł nas w jakiś zaułek, w którym jechało rybami. Nie, żebym miała coś przeciwko rybom. Tu śmierdziało... zgnilizną! Wiele potrafię znieść, ale na ten smród mój żołądek postanowił zwrócić całą swoją zawartość. Całe szczęście, że udało mi się powstrzymać ten odruch. Skrzywiłam się ponownie bo choć przeniesienie się tu było dobrym pomysłem to jednak było to ohydne miejsce.
- Gdzie teraz?- dopytywała się wampirzyca, zakrywając nos, dłonią.
- Szukamy statku- odparłam, wyglądając na plac- Śnieżnobiałego katamaranu rejsowego- uściśliłam.
- Skąd o tym wiesz?- spytał Ren. Wyjęłam z kieszeni list.
- Było napisane na odwrocie.- uściśliłam.
- A jak to coś wygląda?- podszedł do mnie Rafe.
-Mniej więcej tak- wskazałam na niewielki statek, znajdujący się na prawo od ogromnego promu rejsowego. „Imagine”, bo taką nazwę nosił katamaran nie był jakoś specjalnie duży, ale co najmniej z 60 osób spokojnie zmieściłoby się na pokładzie. Statek posiadał dwa sztywno połączone kadłuby umieszczone równoległe względem siebie. Był  też napędzany dwoma silnikami. Na pokładzie znajdowało się kilka  leżaków oraz drewnianych ławeczek.
- Zorientuję się kiedy ruszają.- rzuciłam i wybiegłam z zaułka. Mam tylko nadzieję, że jakoś uda mi się z nimi dogadać. Dobiegłam do katamaranu i ostrożnie weszłam na pokład. Nie chcę pechowi ułatwiać zadania. Na miejscu rozejrzałam się w poszukiwaniu kapitana statku. To chyba niemożliwe, żeby go tu nie było. Sami raczej  nie pokierujemy statkiem choć jestem pewna, że Age by coś wykombinowała. Dostrzegłam drzwi prowadzące do mostka kapitańskiego. Otworzyłam je i przekroczyłam próg. Wewnątrz nikogo nie było. Przy panelu sterującym, który ku mojemu zdziwieniu był pokryty różnej wielkości, kontrolkami oraz ekranami LCD, leżała kartka. Podeszłam zaintrygowana i złapałam ją.


Wypływamy o 20.00 Proszę o punktualność!


Zdębiałam. Kto normalny zostawia własny statek do którego każdy może wejść i odpłynąć, o ile umie, a pozostawia tylko kartkę?!
- Co o tym sądzisz?- zapytałam smoka, który właśnie pojawił się na mym ramieniu.
- Już ci mówiłem. Nic w tym wyjeździe mi nie pasuje. To nie jest przypadek.
Pokiwałam głową.
- Tyle to i ja wiem- szepnęłam zła na własną bezsilność i głupotę. Po co zgodziłam się tu przyjechać?
Co mnie podkusiło? Schowałam kartkę do kieszeni i wybiegłam z pomieszczenia kierując się w stronę zejścia na ląd. Nie uważałam. Poślizgnęłam się na samym końcu i poleciałam do przodu wprost na jakąś dziewczynę. Obie upadłyśmy na beton. Mało brakowała, a znalazłabym się w wodzie. Gdy tylko przestało mi się kręcić w głowie, wstałam i spojrzałam na nią. Jej długie i niesforne blond włosy zasłaniały większość twarzy. Miała zielone oczy. Na sobie miała białą bluzkę, spod której był widoczny czarny top i krótkie, czarne spodenki jeansowe oraz zwykłe czarne trampki.
„Skąd ja cię znam?”- zapytałam samą siebie w myślach.
Nieznajoma spojrzała na mnie spod łba, a potem szybko wstała i pobiegła w stronę, z której przybiegła. Gdybym nie miała ważniejszych spraw, pobiegłabym za nią. Pokręciłam głową i wróciłam do przyjaciół.
- Co jest?- Ren podszedł do mnie. Wyjęłam z kieszeni kartkę i rzuciłam w jego stronę.
- Czytaj.- mruknęłam, wymijając chłopaka i stając pod ścianą. Delikatnie osunęłam się na ziemię, próbując na spokojnie przeanalizować wszystko.
- To jakieś żarty?- spytał fiołkowooki- To dwie godziny czekania!- zazwyczaj spokojny chłopak, teraz miał już chyba dość całej sytuacji.
- Chciałabym…- szepnęłam- Potem płyniemy statkiem trzy godziny. Przed północą powinniśmy być na miejscu. Secan, jak dobrze pamiętam.
- Może lepiej się tam przenieść? Lub chociaż polecieć?- wampirzyca znów wtrąciła swe trzy grosze…
- I wzbudzić podejrzenie wszystkich ludzi? Dzięki, postoję.-odparłam znudzona
- Sprawdzałam umiejętności Wavern- naciskała wampirzyca
- Myślałam, że je znasz.- zaintrygowana wstałam i podeszłam do czarnowłosej.
- Tak się jej zdawało…- mruknęła nyxionka siadając na ramieniu wampirzycy.
- Krystaliczny pył umożliwia smoczycy  całkowite zlanie się z tłem.
-To i tak nie zmienia faktu, że będzie spore zainteresowanie jakim cudem znaleźliśmy się na wyspie-odparłam zirytowana- Jesteś strasznie niecierpliwa.
Wampirzyca wyszczerzyła się, ukazując kły. Westchnęłam.
- Ren, Rafe. Zanieście bagaże na katamaran. Ja idę znaleźć jakiś sklep i zrobić małe zapasy. Mamy dwie godziny i trzeba jakoś ten czas zająć.
- Idę z tobą.- zadecydowała czarnowłosa.
- Niech będzie, spotkamy się tu przed 20.00- dodał Ren.
- Do zobaczenia!- rzuciłam, zanim razem z Age ruszyłyśmy w kierunku sklepów.



***



Skręciłyśmy w pierwszą alejkę po prawej. Po lewej stronie rozciągał się niski, szary budynek. Niewielkie okna były umiejscowione niewiele poniżej linii sufitu. Niektóre były otwarte, a z środka dobiegały dźwięki pracując maszyn. Wszędzie unosił się zapach ryb. Po ziemi walały się śmieci. Pod ścianą jednego z budynków stał zapełniony odpadami, kontener. Szyłyśmy przed siebie, zakrywając dłońmi nosy. Kiedy wyszłyśmy z tej okropnej uliczki, zapach stał się jeszcze silniejszy. Z trudem powstrzymywałam fale mdłości. Ann miała chyba podobny problem. Jednak ona uporała się z tym lepiej niż ja. Doszłyśmy do rozwidlenia. W lewo można było dojść z powrotem do przystani. Ruszyłyśmy więc prawą drogą. Z daleka dostrzegłyśmy parking i kilka innych małych budynków, porzuconych tu i ówdzie. Jeden z nich miał drzwi otwarte na oścież. Właśnie do niego się skierowałyśmy.
- Oby to był sklep- wymamrotała Ann.
- I nim jest- powiedziałam zaglądając do środka przez okno. Pomieszczenie było niskie lecz szerokie i słabo oświetlone. Przez całą długość sklepu przebiegała lada. Za nią na ścianie wisiały trzy rzędy półek. Tylko na jednej stały napoje. O ladę opierał się jakiś facet. Był obleśny jak wszystko w okolicy. Aż trudno uwierzyć, że to te wspaniałe Stany Zjednoczone, które Ann tak bardzo lubi. Smoczyca weszła do środka. Postanowiłam, że zostanę na zewnątrz. I tak tylko Ann potrafiła mówić po angielsku. Zresztą nie lubię kontaktu z ludźmi. Oparłam się o ścianę i czekałam. Jednak nigdy nie byłam cierpliwa więc po niezbyt długiej chwili zajrzałam do środka. Zielonooka stała oparta o ladę i usilnie próbowała wytłumaczyć coś sprzedawcy. Zdążyłam zrozumieć tylko parę słów. Nigdy nie byłam dobra z anglika. Sprzedawca patrzył na smoczycę z dziwnym wyrazem na twarzy. Moja przyjaciółka wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. Równie dobrze mogłaby udusić mężczyznę stojącego za ladą.
„A to niby ja mam problemy z agresją”- prychnęłam w myślach. Po chwili Ann wyciągnęła pieniądze z kieszeni. Nawet nie wiem kiedy zdążyła wymienić złotówki na dolary… Facet wziął od niej banknoty, a z półki wziął cztery średnie napoje i paczkę chipsów. Smoczyca skinęła głową na znak podziękowania i wyszła ze sklepu. Nie zamieniłyśmy ani słowa. Ruszyłyśmy dalej. Trzeba jakoś zająć czas, który nam pozostał.


***



Szukaliśmy dziewczyn przez ponad godzinę. Zajrzeliśmy każdy zakamarek tego portu i to po kilka razy. A je gdzieś wcięło! Telefon Age się wyładował co za bardzo nas nie zdziwiło. Ale, że Ann zostawiła swój w torbie? To się rzadko zdarza. Jedyne co mogliśmy robić to rozkładać bezradnie ręce w nadziei, że te dwie wariatki w końcu się odnajdą. Zbliżała się 19.40. Siedzieliśmy w jednej z kafejek. Dziewczyny zostawiły nam trochę kasy więc wykorzystaliśmy to. Cudem udało nam się zamówić coś co nazywało się bodajże „ice tea”. Trzeba przyznać, że nawet było dobre. Spoglądałem nerwowo na zegarek. Wielkimi krokami zbliżała się godzina 20.00, gdy nagle z za rogu wyłoniła się czarna czupryna wampirzycy, a za nią biegła Ann.
- Co tak długo?- zapytałem gdy stanęły obok nas.
- Age znalazła tu polską księgarnię. Nie mam pojęcia jakim cudem się tu znalazła, ale wampirzyca zaciągnęła mnie tam i cały czas latała od regału do regału.- westchnęła smoczyca- A teraz ma kilkanaście nowych książek.- wskazała na pokaźną torbę, którą Age kurczowo trzymała w rękach.
- Ej, nie moja wina, że uwielbiam czytać!- oburzyła się czarnowłosa.
- Spokojnie Age…- spojrzałem na nią, a ona od razu się uśmiechnęła. Poczułem jak się rumienię.
- Chodźmy już.- odezwał się Ren- Bo zaraz się okaże, że katamaran już dawno odpłynął.



***



Dosłownie w ostatniej chwili wbiegliśmy na pokład statku. Dopadłam najbliższej ławki i usiadłam. Odetchnęłam z ulgą. Zdążyliśmy. Teraz już nic nie mogło się stać. Rozejrzałam się. Oprócz naszej czwórki, nikogo nie było na pokładzie. Słońce chyliło się ku zachodowi. Gdy tylko odpoczęłam, wstałam i podeszłam do drzwi. W środku powinien być kapitan. Jednak gdy zajrzałam do środka, nikogo nie zobaczyłam. Zaraz wypływamy, a jego nadal nie ma?
„Cholera! O co tu chodzi!”- warknęłam poirytowana w myślach i wróciłam do przyjaciół. Ren popatrzył na mnie zaciekawiony. Zrozumiałam o co mu chodziło.
- Nie ma kapitana.- pośpieszyłam z odpowiedzią i wyciągnęłam telefon- Za minutę dwudziesta…- westchnęłam- A raczej już jest.
W tym samym momencie, ryknął silnik statku. Podbiegłam do rufy statku. Kładka leżała na ziemi. Cuma była zdjęta. Cholera! Kto i kiedy to zrobił?! Pobiegłam z powrotem do mostka kapitańskiego. Otworzyłam gwałtownie drzwi. Miałam nadzieję, że zobaczę tam kogokolwiek z załogi.
„Duchy?”- przemknęło mi przez myśl. Pokręciłam głową. To niemożliwe! Nagle wajcha na panelu, ruszyła w górę. Katamaran ruszył gwałtownie. Straciłam równowagę i upadłam.
- Cholera!- zaklęłam pod nosem i jak najszybciej mogłam, podniosłam się z ziemi. Wybiegłam z pustego pomieszczenia do przyjaciół.
- Co się dzieję?!- wampirzyca z trudem stała na nogach. Z chłopakami nie było lepiej…
- A żebym to ja wiedziała!- odparłam, kierując się w stronę rufy. W piorunującym tempie oddalaliśmy się od brzegu.- Niedobrze…- pokręciłam głową.

- Po prostu świetnie. Płyniemy statkiem widmo, na wyspę, o której nic nie wiemy.- stwierdził ponuro Rafe, gdy wszyscy mogliśmy już normalnie stać na pokładzie, bez ryzyka upadku.- Czy może być gorzej?
- To się okaże.- odparłam i spojrzałam w morskie odmęty. Ucieczka i tak nie miałaby sensu więc udałam się na dziób katamaranu. Jeszcze długo droga przed nami. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Piękny widok.
- Drago- zwróciłam się do nyxiona, siedzącego na moim ramieniu.- Jesteś gotowy na to co może wydarzyć się gdy będziemy już na wyspie?
- Nie sposób sobie tego wyobrazić- zaczął smok- Jednak jestem przekonany, że uda nam się pokonać wszelkie przeciwności.
-Jak poetycko to zabrzmiało.- uśmiechnęłam się pod nosem, nie odrywając wzroku od słońca. Nyxion milczał. Nie pozostawało nic jak tylko czekać.



***



Ostre wręcz rażące światło do reszty mnie obudziło.
- Już nie można się zdrzemnąć…- mruknęłam pod nosem z trudem podnosząc się ziemi. Podeszłam do barierki na dziobie i wyjrzałam. Przede mną rozciągała się niewielka wyspa. Katamaran zmierzał najwyraźniej do zatoczki po środku, której stał hotel usytuowany na wzgórzu, pośród drzew. Budynek był tak mocno oświetlony, że spokojnie byłam w stanie dokładnie go opisać. Składał się z trzech pięter z nierówno ułożonymi balkonami. Na drugim piętrze było dwanaście balkonów, a na trzecim piętrze już tylko trzy. I gdzie tu logika? Na parterze dało się dostrzec mnóstwo stołów i krzeseł. Z pewnością tam musiała znajdować się restauracja. Od paru szyb odbijała się woda, która nie miała szans pochodzić z morza. Tam pewnie był usytuowany basen. Chyba dość spory. Jednak to było tylko górną częścią budynku. Dolną stanowił plac zabaw dla dzieci, który znajdował się w niewielkim zagajniku co było korzystne dla bawiących się tam dzieciaków. Obok było boisko do siatkówki oraz niewielki port, w którym były zacumowane cztery skutery wodne, trzy łodzie i jeden niewielki jacht. Obok było miejsce dla nadpływających statków. Przyznam, że port wyglądał świetnie. Wszystko było zrobione z białego kamienia, a na około gęsty zagajnik. Od dłuższego czasu towarzyszyła nam głośna, skoczna muzyka pochodząca z tarasu przed restauracją. Dziwiła mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie czemu nigdzie nie ma żadnych ludzi?
- Ciekawie się zapowiada- mruknęłam pod nosem i zawołałam przyjaciół.
- Nikogo tu nie ma- stwierdziła wampirzyca.
- Tyle to i ja widzę. Ciekawe czemu…- odparłam
- Może śpią?- rzucił złotooki. Miałam szczerą nadzieję, żeby tak było. Jednak byłam już pewna, że to nie mógłby być przypadek.
Dobiliśmy do brzegu na co wskazywał delikatny wstrząs. Silnik zgasł. Teraz słychać było tylko muzykę. Zbyt głośną jak na tą godzinę. Chłopaki znaleźli pod pokładem dodatkową kładkę dzięki, której mogliśmy zejść na ląd. Kiedy jako ostatnia zeszłam z pokładu, ruszyliśmy w górę schodów. Ze wszystkich stron otaczała nas dzika roślinność przez którą gdzie nie gdzie przebijały się wiązki białego światła. Dodatkowo każdy stopień posiadał osobne oświetlenie by łatwiej było się po nich poruszać w ciemnościach. Dotarliśmy na górę. Na prawo od basenu rozciągał się taras, na którym nierównomiernie były rozstawione krzesła i stoły ze złożonymi parasolami. Na lewo od głównego wejścia stał sprzęt muzyczny. Perkusja, gitary, keyboard, nagłośnienie, wzmacniacz oraz parę innych rzeczy, których nazw nie znałam. Ruszyłam w ich kierunku i przyciszyłam muzykę. Wreszcie mogę usłyszeć własne myśli. Spojrzałam na balkony. Wszędzie okiennice oraz drzwi balkonowe były pozamykane na cztery spusty. Mój wzrok powędrował do głównych drzwi. Ostrożnie ruszyłam w ich kierunku, otworzyłam i przekroczyłam próg. Uderzył mnie nagły chłód wydobywający się z klimatyzatorów. Recepcja w rogu była pusta, bar również. Przyjaciele podążyli za mną. Ren podszedł do lady w recepcji i rozejrzał się.
- To pewnie specjalne karty do pokoi- wyjaśniłam- Jeśli wiesz o co mi chodzi.
Chłopak pokiwał głową.
- W taki razie weźmy kilka takich kart i znajdźmy jakiś nocleg- odparł szarowłosy- Nie możemy być na nogach całą noc. To kompletnie pozbawi nas energii, a w razie walki będziemy bezbronni.
- Lepiej dmuchać na zimne- dodał Rafe i wziął jedną z kart do rąk. Gdy dostałam swoją zauważyłam, że łudząco przypominała te do płacenia.
- Zróbmy tak. Ja i Age bierzemy jeden pokój. Wy drugi- zaproponowałam- Jutro rano ustalimy co dalej.


Wszyscy pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy do pokoi. 
Agey pognała na górę. Wiedziałam już po co.

- Nie tym razem!- syknęłam i ruszyłam w pogoń za czarnowłosą, zostawiając chłopaków w holu. Nie wiem gdzie poszli, ale to było teraz mało istotne. Ważne było by nie dopuścić do tego, aby wampirzyca dobrała się do zapasów w lodówce. No i oczywiście odpocząć, to przede wszystkim. Być może jutro będzie lepiej… Być może…


-------------------------
Od Autorki: Yes, yes, yes!! Wreszcie gotowy. Cały rozdział trzeci od teraz dostępny na blogu! Namęczyłam się przy tych cholernych opisach, ale mam nadzieję, że było warto. Jeśli chodzi o błędy, rozdział sprawdzałam, ale nie ukrywam, że mogłam coś pominąć. Chciałam dodać ten rozdział już wcześniej, bo był gotowy wczoraj, ale z uwagi na konieczność sprawdzenia całości, dodaję go teraz. Po za tym miałam nadzieję, że zanim dodam rozdział będę miała już nowy szablon. Niestety się nie udało i wciąż czekam na swoje zamówienie. Być może sytuacja zmieni się 11 Listopada.

7 Listopada okazał się dla mnie i całej drużyny dniem szczęśliwym gdyż razem z dziewczynami zajęłyśmy pierwsze miejsce w powiatowych zawodach w sztafetach pływackich! Pobiłyśmy byłe liderki aż o 20 sekund! Były to moje pierwsze zawody i jestem z nich dumna. Szczególnie, że zostałam minowana kimś a'la kapitanem bo startowałam jako pierwsza. Dobra koniec tego. 

Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział. Na pewno przed świętami ;D 
A teraz na poważnie, wracam do czytania mojej nowej mangi <3 Może jeszcze coś naszkicuję... Gdybyście chcieli zobaczyć jakieś moje prace to zapraszam na mojego deviantArt Prace nie są idealne, ale tak to już jest gdy nie ma się za dużo czasu :/

Do następnego ;*

Ann Varcon
and 
Age Willow

Obserwatorzy