29 grudnia 2013

Rozdział IV Niebezpieczna gra

Rażące światło, bezczelnie wpadające przez szpary w okiennicach brutalnie pozbawiły mnie resztek snu. Wyciągnęłam rękę przed siebie by choć na moment otworzyć oczy. Rozejrzałam się, a po chwili powoli się podniosłam do pozycji siedzącej i oparłam o ścianę, przy której ustawione było łóżko. Po drugiej stronie pokoju, najpewniej w równie niewygodnym co moje posłaniu, spała Age. Jednak jej łoże wyglądało jak pobojowisko po wojnie. Zupełnie jakby w nocy walczyła z kołdrą i poduszkami. Pokręciłam głową. W sumie to nie mogło być dalekie od prawdy. Być może śniło jej się właśnie, że z kimś walczy?
Na stole, który znajdował się tuż przy drzwiach balkonowych, walały się kosmetyki i nasze torby. Natomiast na krzesłach wisiały ubrania, które niedbale rzuciłyśmy przed zaśnięciem. Zsunęłam nogi na podłogę i wstałam. Podeszłam do okien i jednym ruchem podciągnęłam rolety. Następnie otworzyłam drzwi balkonowe, okiennice i ostatecznie pozwoliłam promieniom słonecznym dostać się do pokoju. Od razu zrobiło się przyjemniej.
- Ann, weź zgaś to światło...- mruknęła na wpół przytomna wampirzyca, która nadal miała głowę wtuloną w poduszkę.- Chcę spać!
Pokręciłam głową.
- Niby jak ja mam ci zgasić słońce?- odparłam rozbawiona prośbą Age.
- Słońce?!- dziewczyna poderwała się z łóżka, mało się przy tym nie zabijając- Już dzień? Która godzina?- obrzuciła mnie pytaniami. Wzięłam telefon ze stolika i odblokowałam go.
- Siódma rano- odparłam zdezorientowana jej zachowaniem.
- Kurde...- szepnęła- Zaspałam!
Najpierw wampirzyca zabrała kilka kosmetyków ze stolika, a następnie w dwóch susach dopadła szafy i wyjęła świeże ubrania.
- Obojętne!- rzuciła z niesmakiem, po czym zniknęła w łazience, zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Wzdrygnęłam się na ten nagły hałas, wciąż nierozumiejąc o co chodzi przyjaciółce.
- Co jej znów odbiło?- przekręciłam głowę na bok, po czym cicho westchnęłam. Podeszłam do walizki stojącej przy stole i wyjęłam własne ciuchy. Krótkie, czarne jeansowe spodenki, białą bluzkę na ramiączkach i czarne japonki.
- Co to był za hałas?- spytał zaspany Dragonoid, odrywając mnie od zamykania walizki.
- Mnie pytasz?- odparłam i rzuciłam ubrania na łóżko by po chwili udać się w ich kierunku.
Nagle z łazienki wypadła Age, kierując się wprost na mnie( lub na drzwi, aktualnie znajdujące się za moimi plecami). Czarnowłosa nie wyhamowała i wpadła na mnie. Obydwie poleciałyśmy ku bliskiemu i bolesnemu spotkaniu z podłogą. Głośno jęknęłyśmy by zaraz mierzyć się wzrokiem w stylu: „ zamorduję!”
- Co ty wyprawiasz?!- warknęłam.
- I tak bym ci nie odpowiedziała.- odparła, uśmiechając się tajemniczo.
- Gadaj!- dodałam, rzucając się na Age. Przygwoździłam dziewczynę w oczekiwaniu na odpowiedź. Syknęła z bólu, gdy za mocno zacisnęłam ręce na jej ramionach.
- Puść mnie to ci powiem.- mruknęła. Umysł podpowiadał bym jej nadto nie ufała. Jednak to wciąż moja przyjaciółka więc posłusznie ją puściłam.
- Miałam zamiar zrobić Renowi kawał. No wiesz, taki psikus.- powiedziała, rozmasowując ramiona.
- Znowu? Co żeś się tak na niego uwzięła?- spytałam.
- Po prostu lubię go denerwować.
- Brzmi jakbyś się w nim zakochała.- skwitowałam odpowiedź Age.
- Wcale, że nie!
- No mam taką nadzieję.- syknęłam ostrzegawczo po czym się uśmiechnęłam.
- Co się tak szczerzysz?- spytała niepewnie.
- Podsunęłaś mi pewien pomysł.- mruknęłam cicho. Czarnowłosa utkwiła we mnie swój zaciekawiony wzrok.
- Zaczynam się ciebie bać.- odsunęła się nieznacznie.
- I powinnaś...



~*~


- Masz wytrych?
- Zawsze.- odparłam i zaczęłam majstrować przy zamku niczym złodziej pragnący łupu. Nasłuchiwałam, czekając, aż usłyszę charakterystyczny zgrzyt. Spodziewałam się, że zamkną drzwi na klucz. Jednak nie sądziłam, że tak łatwo je otworzę. Uśmiechnęłam się i nacisnęłam klamkę. Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, a ja zajrzałam do środka.
- Jeszcze śpią.- zwróciłam się do wampirzycy.
- Dziwne, że po tym całym zamieszaniu u nas, ani jeden się nie obudził.- szepnęła czarnowłosa- Idziemy.- zadecydowała, po czym wtargnęła do pokoju.
Pomieszczenie niczym nie różniło się od tego, w którym nocowałyśmy z Age. Dokładnie takie samo rozmieszczenie mebli. Jak w każdym hotelu. Za dużo  chyba nie muszę mówić. Podeszłam do okien i delikatnie uchyliłam drzwi balkonowe by uniknąć jakiegokolwiek hałasu. Na nasze szczęście, chłopaki mają twardy sen. Dziwi mnie jednak fakt, że ani jeden nie zdecydował się zmienić wyglądu na swój prawdziwy. Lubię swoją smoczą postać, jednak to ta ludzka jest tą rzeczywistą. Choć poniekąd jest słabsza to i tak jest to mój prawdziwy wygląd i zawsze lubię do niego powrócić. A tu proszę. Żaden z nich tego nie zrobił. Czyżby przeczuwali, co zamierzamy?
„Nie, to niemożliwe”- zapewniłam się w myślach.
- Jak zamierzasz ich wyrzucić?- spytała wampirzyca, krzyżując ręce na piersi.
- W sumie...- zaczęłam niepewnie- Nie mam pojęcia.- wzruszyłam ramionami i delikatnie się uśmiechnęłam, po czym spojrzałam wyczekująco na czarnowłosą.- Myślałam, że ty coś wymyślisz.- dodałam.
- Znasz mnie.- wyszczerzyła się.
- I to aż za dobrze...- westchnęłam z uśmiechem na twarzy.
- A więc, zrobimy tak...



~*~




Słyszałem je. Słyszałem jak majstrowały przy zamku, a po chwili wchodzą do pokoju. Od tak sobie. Trzeba przyznać, bywają bezczelne, a mimo to wzajemnie się rozumieją i wspierają. Mówiły o jakimś kawale. Przynajmniej tak bym to zrozumiał. No bo co innego mogły mieć na myśli, mówiąc „wyrzucić ich”? Rafe jeszcze spał. Jego oddech był miarowy. Starałem się by mój był podobny. Jednak to nie było łatwe. Przyłapałem się już kilka razy na wstrzymywaniu oddechu. Usłyszałem kroki. Oddalały się... Ostrożnie otworzyłem oczy. Stały przy łóżku Rafe. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Pomijając już fakt, że wyglądało to co najmniej dziwnie. Age pomogła smoczycy związać ręce i nogi Nestranina. Szarpał się, próbował krzyczeć. Jednak na darmo. Zakneblowały go. Powoli się zastanawiam czy zgodzenie się na tą misję było dobrym pomysłem... Choć i tak nie miałbym co do tego wyboru. Rozkaz to rozkaz. A już w szczególności dla elity.
W końcu skończyły. Rafe dał sobie już spokój z ucieczką. I tak nie miała ona większego sensu. Gdybym był pewny, że udałoby mi się mu pomóc, bez krzywdzenia dziewczyn to już dawno bym to zrobił. Ann podeszła do balkonu i szeroko otworzyła drzwi. Spojrzała wyczekująco na wampirzycę.
- Mam nadzieję, że lubisz wodę...- szepnęła zmysłowo czarnowłosa na tyle głośno bym ją usłyszał- Ann, pomóż mi.
Smoczyca podeszła i złapała Rafe za nogi, natomiast Age za ręce. Wspólnymi siłami podniosły go i skierowały się do balkonu. Zbladłem. Dopiero teraz do mnie dotarło, że to samo zrobią ze mną! Dlaczego jeszcze tu leżę? Już dawno powinienem być kilometry od tego miejsca! Age rozkneblowała Rafe, dzięki czemu mógł swobodnie mówić i oddychać. Rozbujały go, a po chwili... Wyrzuciły! Powinno się je zamknąć w tych ludzkich zakładach psychiatrycznych, w kaftanach bezpieczeństwa! Ann w sekundę zmieniła postać i posłała ogień w stronę Nestranina. Jedyny rozsądny powód jej zachowania, który przychodził mi do głowy to spalenie więzów, splatających ręce i nogi chłopaka. Tylko po to, by się nie utopił. Mam nadzieję, że dobrze myślę. Krótki krzyk, a chwilę później głośny plusk i pogróżki pod adresem dziewczyn upewniły mnie, że Rafe żyje i wylądował w basenie. Spojrzałem na dziewczyny. Chwilowo były czymś zajęte. Czas to wykorzystać i się stąd ewakuować. W międzyczasie Ann przybrała ludzką postać. Byłem tuż przy drzwiach, prawie naciskałem klamkę. Nagle usłyszałem ciche warknięcia.
„Żeby tylko nie Dingo”- szepnąłem w myślach i sięgnąłem po niewielki sztylet, który zdążyłem pochwycić przed rozpoczęciem ucieczki. Ostrożnie się odwróciłem będąc przygotowanym na nagły atak. W moją stronę kierowała się wampirzyca. Sądząc po wyrazie jej twarzy nie była zadowolona iż chciałem uciec. Chce walczyć? Proszę bardzo. Nie zamierzam ustąpić. Ani teraz, ani nigdy! Wyprostowałem się i zmierzyłem wzrokiem dziewczynę. Ukradkiem schowałem sztylet do futerału ze skóry, a następnie do tylnej kieszeni ciemno szarych spodni. Dobrze, że nie przebrałem się z wczorajszych ciuchów. Ruszyła biegiem w moją stronę. Zdążyłem odskoczyć, jednak Age udało się rozerwać moją czarną bluzkę. Nie miałem zbytnio czasu by zwrócić uwagę na taką błahą sprawę. Usłyszałem jedynie jak czarnowłosa obija się o drzwi. Sprawnie omijając Ann, wybiegłem na balkon. Wyjrzałem za barierkę. Rafe właśnie wychodził z basenu. Jego nestriański strój był przemoczony do suchej nitki. Podniósł swój wzrok na mnie i kiwnął głową na znak, że wszystko z nim w porządku. Znów usłyszałem warknięcia. Zanim zdążyłem się odwrócić coś z impetem wpadło na mnie. Straciłem grunt pod nogami i wypadłem z balkonu. Nawet nie wiem jak to się stało. W jednej chwili znalazłem się w powietrzu. I w podobnie krótkiej chwili wpadłem do basenu. Wprost w chłodne objęcia chlorowanej wody. Czułem ten pierwiastek aż nadto w swoich płucach. Drażnił mój węch. Choć jakby na to nie patrzeć gdyby nie ta woda, mógłby już nie żyć. Szybko odzyskałem świadomość, nie dałem się pokonać przerażeniu. Odbiłem się od dna basenu i wypłynąłem na powierzchnię. Zaczerpnąłem głęboki haust powietrza. Gdy uspokoiłem oddech, popłynąłem do drabinki i wydostałem się na suchy ląd. Spojrzałem na balkon. Tam, gdzie jeszcze niedawno stałem.
- Odbiło wam?!- ryknąłem wściekły lecz dziewczyny nie odezwały się ani słowem.



~*~



- Zwariowałaś.- stwierdziłam rozbawiona.
- To był twój pomysł.- odparła- Tylko ci przypominam.
- Przepraszam bardzo, ale ty też miałaś w tym swój udział. Nie pamiętasz już?
- Dobra, dobra. Miałam. Przestańmy bo zaraz znów rzucimy sobie do gardeł...
Pokręciłam głową. Nie do końca poszło po naszej myśli, ale to nieistotne. Wyszłam na balkon, aby dołączyć do wampirzycy. Razem obserwowałyśmy jak Ren wydostaję się z basenu, a potem mierzy nas morderczym spojrzeniem.
- Odbiło wam?!- warknął. Uśmiechnęłyśmy się. Nagle  Age cofnęła się parę kroków. Spojrzałam na nią zaskoczona. Wtem wampirzyca ruszyła biegiem i przeskoczyła barierkę, jednocześnie wyskakując z balkonu. Zamurowało mnie. Wychyliłam się aż nadto za barierkę, ponieważ jakoś nie chciało mi się wierzyć, że moja przyjaciółka zmieniła tak nagle nastawienie do basenu. Nie myliłam się. To nie mogła być prawda. Spostrzegłam wampirzycę, która niczym pająk trzymała się najniższych poręczy barierki. Uśmiechnęła się tajemniczo, a ja natychmiast zbladłam. Szybciej niż zdążyłabym uciec, czarnowłosa złapała mnie za rękę i mocno pociągnęła. Było to tak silne i tak niespodziewane, że poleciałam głową w dół. Wprost do basenu. Nim wpadłam do wody, mocno zacisnęłam powieki. Nie znosiłam spotkań z chlorowaną wodą, która w szczególności drażniła moje oczy. Jak najszybciej mogłam, wypłynęłam na powierzchnie. Ren zdążył już podejść do Nestranina.
„Cholera”- zaklęłam w myślach. Oboje patrzyli na mnie. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Uciekaj.- szepnął Drago, który wydostał się z mojej kieszeni w spodniach. Domyślam się, że niezbyt spodobała mu się taka nagła kąpiel...- Wyczuwam wyraźną żądzę mordu.- dodał. Źrenice gwałtownie mi się rozszerzyły. Przyjaciele skierowali się w moją stronę. Ich wzrok i aura nie sprzyjały pokojowym zamiarom wobec mojej osoby. I to właśnie najbardziej mnie przerażało. Natychmiast zmieniłam postać, a woda wokół mnie się zagotowała. Jednak ja tego nie czułam. Skórę pokryły łuski. Zanurzyłam się i osiadłam na dnie. Gdy byłam gotowa, najmocniej jak potrafiłam, odbiłam się od dna. Gdy wynurzyłam się z wody, rozłożyłam skrzydła i poleciałam. W powietrzu nic mi nie groziło ze strony chłopaków. Przynajmniej do czasu aż nie wzięliby broni. Odwróciłam się w ich kierunku. W oszołomieniu wpatrywali się w moją postać. Uśmiechnęłam się, ale to szczęście szybko mnie opuściło, gdy zorientowałam się, że próbują mnie gonić. Nerwowo się rozejrzałam w poszukiwaniu Age, która zdążyła już zniknąć mi z pola widzenia. Jednak udało mi się ją szybko namierzyć. Skierowałam się w jej stronę. Biegła wzdłuż niezbyt długiego molo. Po chwili wskoczyła na jeden z paru dostępnych skuterów wodnych. Nie mam pojęcia czy miała kluczyki, ale jakoś udało jej się uruchomić pojazd. Czyżby tradycyjne już spięcie kabelków? Nie wiem, ale dziewczyna jak najszybciej mogła, wypłynęła z niewielkiej przystani.
- Osz ty mendo!- syknęłam wściekła i skierowałam się w jej stronę. Po krótkiej chwili zrównałam się z czarnowłosą. Spojrzała na mnie kątem oka.
- Czego?- krzyknęła wystarczająco głośno by pokonać szum dzikiego powietrza.
- Co ty wyprawiasz?!- warknęłam do niej.
- Nie chcę zostać ich ofiarą.-odparła. Odwróciłam się gwałtownie. Pomimo odległości jaka dzieliła nas i przystań, dostrzegłam chłopaków, którzy wskoczyli do innego pojazdu wodnego i właśnie go odpalili! Wygląda na to, że rzeczywiście chcą nam odpłacić pięknym za nadobne!
- Mają lepszy sprzęt!- krzyknęłam do czarnowłosej.
- Yhmm. Spodziewałam się tego! I właśnie dlatego chciałam stąd jak najszybciej odpłynąć!
Kiwnęłam głową. To dziwne. Z początku poleciałam za Age by odpłacić się za to, że mnie wyrzuciła z balkonu. Jednak teraz chciałam jedynie uciec przed pragnącymi zemsty chłopakami. Czułam jak moje skrzydła stają się coraz cięższe. Traciłam siły. Szybki lot, który pozwolił mi dogonić Age, teraz daje mi się we znaki.
- Posuń się.- krzyknęłam do wampirzycy, dając jej do zrozumienia iż brak mi już sił. Posłusznie zwolniła trochę miejsca. Cudem nie spadając do wody, usiadłam na drugim siedzeniu skutera wodnego. Od razu zmieniłam postać by zminimalizować opór powietrza.
- Trzymaj się, musimy przyśpieszyć!- zawołała wampirzyca, wyciskając z silnika tyle ile się tylko dało. Odwróciłam się niepewnie. Pojazd chłopaków znajdował się zaledwie dziesięć metrów od nas.
- Czy ta kupa żelastwa nie może płynąć szybciej?- spytałam z nadzieją w głosie.
- Jeśli już to nie żelastwa. Wtedy już w ogóle byśmy nie popłynęły.-  zaśmiała się wampirzyca.
- Nie czas na żarty!- skarciłam przyjaciółkę- Są tuż za nami!
- Obawiam się, że to wszystko ile mogę wycisnąć z tego sprzętu.- jęknęła czarnowłosa. Popatrzyłam z niepokojem na chłopaków, którzy zdążyli się z nami zrównać. Rafe prowadził niewielki jacht, a Ren przymierzał się chyba do skoku... Na nas?! Zgłupiał do reszty, czy co...?
- Trzymaj!- wampirzyca spojrzała na mnie wyczekująco. Zrozumiałam o co jej chodziło i kiwnęłam głową. Przejęłam stery, a wtedy czarnowłosa wstała i oparła dłoń na moim ramieniu. Age zachowywała równowagę bez względu na ruchy skutera.
- Co zamierzasz?- spytałam, patrząc z niepokojem na przyjaciółkę.
- Pewnie mnie zabijesz, ale i tak to zrobię!- Po tych słowach odbiła się od siedziska i poleciała wprost na Rena. Obydwoje przewrócili się i wpadli z głośnym pluskiem do wody. Nie jestem pewna czy dokładnie o to jej chodziło... Natychmiast z Rafem zatrzymaliśmy pojazdy wodne i zawróciliśmy na miejsce, gdzie Age i Ren wpadli do wody.
- Tak właściwie to Ren umie pływać, nie?- spytałam, gdy wyłączyłam silnik.
- A Agey umie?- chłopak spojrzał na mnie z niepokojem.
- Mam nadzieję...- szepnęłam cicho. 


-------------------

Od Autorki: Wreszcie wracam z czymś nowym ^-^ Ostanie dwie notki należały do Agey. Moja w sumie też była niedawno, ale bez rozdziału. Miała cel wyłącznie informacyjny... Mniejsza z tym. Jak wam się podobał rozdział? Żeby szybciej go dodać, skróciłam go, a resztę przełożyłam do rozdziału piątego. Innymi słowy czwórka jest taką kolejną odskocznią. Akcja zaczyna na nowo rozkręcać się dalej, ale nie mam zamiaru wam spoilerować. Proszę was tylko o komentarze. To chyba nie jest aż tak dużo, prawda?

A jeszcze jedno pytanie od mnie... Jak wam się podoba szablon? Tylko szczerze.


Co do rozdziału piątego. Postaram się go przepisać jak najszybciej. Jednak wiedzcie, że rozszyfrowanie pisma Age wcale nie jest proste... Muszę kilka razy się zastanowić czy aby na pewno napisała "a" czy może jednak "e". Czy coś w tym rodzaju. Nevermind... Pamiętajcie o komentarzach. Minimum 5!


(Tak w ogóle tytuł nawiązuje do "Alicji w Krainie Serc". Normalnie zakochałam się w tej mandze *_* )


Pozdrawiam!


Ann

27 grudnia 2013

Wigilijny One - Shot Cz. 2


Tak jak prosiła nas Agey, zaraz po tym jak tylko Ren i ja dokończyliśmy ostatnie poprawki naszego ubioru zeszliśmy na dół. Stół był nakryty. „Odziany” w biały, odświętny obrus, zastawiony świątecznymi potrawami (tak mi się wydawało, nie znam zwyczajów ziemian), świeczki paliły się. W pokoju jedynym źródłem światła były lampki choinkowe i świeczki. W ten sposób pomieszczenie wydawało się bardziej przytulne. Przy każdym talerzu leżał jeden opłatek. Z Renem usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na dwie wiedźmy.
Kiedy weszły nie wyglądały jak one. Ann ubrana była w falbaniastą sukienkę sięgającą mniej więcej do kolan, balerinki na jej nogach miały odcień czerwieni. Ale to nie w nią patrzyłem się wytrzeszczonymi oczami. Agey stała tuż obok. Czarne włosy związane wstążeczkami w dwa kucyki sprawiała że wyglądała jak mała bezbronna dziewczynka. Ubrana była w czarno-granatową, skromną sukieneczkę. Na nogach miała balerinki podobne do tych które miała na sobie jej przyjaciółka, ale te były granatowe.

- Wyglądacie jak dwie diwy.- stwierdził Ren
- Żebym ja ci nie musiała mówić jak ty wyglądasz.- odwarknęła wampirzyca.
- Macie zamiar się gryźć tutaj, czy może wyjdziecie żeby nie zdemolować całego pokoju?- zapytałem.
- Nikt się nie będzie gryzł! Nie w Wigilie!- huknęła Ann.

W taki sposób zasiedliśmy do wieczerzy. Age wzięła opłatek i podeszła do mnie.

- Wszystkiego najlepszego!- zaczęła- Dużo fajnych prezentów, zdrowia i tak dalej i tak dalej. O, i żebyś wytrzymał z tym burakiem kolejny rok...- to mówiąc spojrzała na szarowłosego, a on odwrócił wzrok. Jakby nic nie słyszał.
- Ja też ci życzę wszystkiego najlepszego!- odparłem i przełamaliśmy się opłatkiem.
Po składaniu życzeń (Age i Rena znowu trzeba było rozdzielić, żeby się nie pozabijali) wreszcie mogliśmy zacząć jeść. Był barszcz czerwony z uszkami, grzybowa, jakaś całkiem niezła ryba, coś co się nazywa makiełki, makowiec, pierogi z kapustą i grzybami i trochę innych pyszności. Jedliśmy tak długo aż zabrakło nam miejsca w żołądkach. Nie dotyczyło to Agey, która posiada żołądek bez dna, więc ona jadła puki jedzenia nie zabrakło.

~*~

Po skończonym posiłku przyszła pora na prezenty. Oczywiście wytypowano mnie abym je rozdała. Naprawdę nie wystarczyło, że przygotowałam jedzenie? Które zresztą zostało pożarte w zaledwie pół godziny, dzięki Agey i jej żołądkowi bez dna.
- Załatwmy to szybko.- westchnęłam i wstałam od stołu aby po chwili znaleźć tuż obok około dwumetrowej choinki, ozdobionej przez chłopaków.
- Jestem ciekaw co dostałem.- mruknął Ren
- Nie tylko ty- odparł Rafe- Mam nadzieje, że mój prezent także się spodoba- dodał po czym ukradkiem spojrzał na wampirzycę. Pokręciłam głową.
- No to zaczynajmy- uśmiechnęłam się- Pierwszy prezent wędruje do Agey
Czarnowłosa wstała i podeszła do mnie by odebrać pakunek. Gdy tylko go dostała zaczęła rozszarpywać papier ozdobny by dostać się do zawartości prezentu od Rafe. Widziałam jak kładł go pod choinką. Rena zresztą też widziałam. Położył swój prezent tuż po Nestraninie. Natomiast Age pozostawiła swój jako ostatnia.
- Powiesz co dostałaś?-spytał zaciekawiony Rafe.
- Książkę pod tytułem "Ogień"! To moja ulubiona seria!- zawołała uradowana.
- Dobrze, teraz czas na prezent dla Rafe- wyciągnęłam paczkę spod choinki i podałam chłopakowi. Tym razem to Agey ukradkiem spoglądała na chłopaka. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Takiego sztyletu jeszcze nie miałem!- zaczął z zafascynowaniem Rafe- I jeszcze ten napis! Jest w tradycyjnym Nestranskim języku!- chłopak nie krył zafascynowania.
- Co oznacza?- spytała wampirzyca, spoglądając przez ramię chłopaka.
-"Jesteś tym, czym wierzysz, że jesteś." To oznacza.-uśmiechnął się do czarnowłosej, która lekko się zarumieniła.
- Teraz czas na prezent dla Rena- powiedziałam gdy "zakochani" się już uspokoili. Wręczyłam chłopakowi prezent. Ten niepewnie go przyjął i powoli otworzył.
-Smartphone i stylowe słuchawki!- Ren również nie krył zadowolenia z prezentu. Wiem, że lubi różne elektroniczne gadżety więc uznałam, że smartphone to dobry pomysł. Przy okazji będę mogła być z nim w ciągłym kontakcie.
- No to teraz coś dla mnie...
- Ja to zrobię. W końcu to bezsensu byś sama sobie wręczała prezent!- powiedział Ren i zabrał prezent za nim zdążyłam go wziąć. Spojrzałam na niego zaskoczona.- Mam nadzieję, że Ci się spodoba.- uśmiechnął się rozbrajająco. Mało się nie roześmiałam. Przyjęłam od niego prezent i czym prędzej otworzyłam. W środku dojrzałam śliczną srebrną biżuterię. Kolczyki z wijącym się smokiem, który zamiast oczu miał błękitne kryształki. Do tego w komplecie był łańcuszek i bransoletka!
- Ren, to musiało cię sporo kosztować!- szepnęłam z niedowierzaniem.
- Jednak warto było zobaczyć uśmiech na twojej twarzy...- odparł i wziął od mnie łańcuszek, po czym zapiął go na mojej szyi. Sama założyłam jeszcze kolczyki i bransoletkę.
- Dzięki- mruknęłam cicho pod nosem. Wciąż nie dowierzałam w to co zrobił. Skąd on wziął na to pieniądze...
Nagle Drago wskoczył mi na ramię. uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Zapomniałabym... Wesołych Świąt, przyjacielu!
- I wzajemnie- odparł.

~*~

Posprzątaliśmy w pokoju po posiłku. Ren i Ann poszli do kuchni powstawiać wszystko do zmywarki. Ja i Rafe zostaliśmy sami.


- Ślicznie ci w tej sukience.- powiedział.
- Yyy... dzięki.- odpowiedziałam niepewnie.

Przez dłuższy czas siedzieliśmy w milczeniu, kiedy nagle zerknęłam na świat za oknem. Z pozoru wszystko wydawało się normalne, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego co się zmieniło. Padał śnieg.


- Pada śnieg!- wykrzyknęłam podbiegając do okna.
- Z tego co wiem to u was normalne- mruknął chłopak.
- Nie o to chodzi – machnęłam na niego ręką.- Od kąt pamiętam nie widziałam żeby śnieg zaczął padać akurat w Wigilię. Rafe podszedł do i położył swoją rękę na moim ramieniu.
- Chciałbym ci coś jeszcze dać...- szepnął mi do ucha a mnie przeszył dreszcz.
- Ale ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie szkodzi.


Chwycił mnie za ramiona i obrócił do siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on uniósł moją brodę lekko do góry tak że teraz patrzyłam na sufit, a dokładniej na firankę. Przywiązana do niej była gałązka jemioły. A my pod nią staliśmy! Nie zdążyła spojrzeć mu w oczy, bo właśnie jego wargi zetknęły się z moimi. Były ciepłe. Moim ciałem wstrząsnęły kolejne dreszcze. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że zależy mi na Rafe'ie. Przez jakiś czas tak staliśmy, aż w końcu ja oderwałam go od siebie.

- Najlepsze święta, ever!- uśmiechnęłam się, a już po chwili znowu się pocałowaliśmy.


~*~

Przepraszam że dopiero teraz zamieszczam post ale ten tydzień nie należał do łatwych. Co więcej jutro mój kuzyn obchodzi osiemnastkę, więc od rana skaczemy po sklepach i szukamy czegoś dla niego. Pozdrawiamy wszystkich!
Autorki!

24 grudnia 2013

Wigilijny One-Shot Cz. 1

Witajcie kociaki! Jak widzicie po 6 miesiącach otrzymaliśmy szablon. Post wstawiam o tak wczesnej porze ponieważ za kilka godzin nie będzie mnie w domu, a u babci nie ma internetu. Chciała bym w imieniu swoim i Ann życzyć wam wesołych świąt, zdrowia, szczęścia, góry prezentów, masy budyniu i świąt z rodziną. W skrócie wszystkiego najlepszego (spełnienia marzeń!). :D Ponieważ mamy dwa dni świąt dziś wstawię część 1 a jutro 2.
Wszystkiego naj!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Część 1

Pobudka rano (pierwsza po południu) nigdy nie należała do specjalnie lubianych przeze mnie czynności. Ja lubiłam spać do późna (tak do szesnastej lub siedemnastej), ale Ann nie potrafiła tego zrozumieć. Rano przylazła pod mój pokój i nie dawała mi spać (wrzeszczała że jestem leniem). A potem kazała mi stać przy garach i pilnować grzybowej i barszczu z uszkami. Myślałam że zwariuje! Nie dość że nie dała mi się wyspać to jeszcze kazała stać i gapić się na jedzenie! I jeszcze nie pozwoliła mi go zjeść! A sama rozkładała choinkę, a przy tym pomagali jej chłopcy. A potem się zamieniłyśmy, bo ja zjadłam cały makaron na obiad.
  • Aaaaaaa – wrzasnął Ren kiedy kawałek rozbitej bombki wbił mu się w dłoń.
  • Nie trzeba było na oślep wkładać ręki do tego pudła – powiedziałam.
  • Skąd miałem wiedzieć że tam jest porozbijane szkło – warknął.
  • Choć bo zaraz cały dywan pobrudzisz – poszłam po apteczkę i zioła.
Ren jak to on, oczywiście nie chciał mojej pomocy mówiąc że woli już mieć szkło w dłoni. Więc Rafe musiał go unieruchomić, a ja musiałam mu ten nieszczęsny kawałek ozdoby choinkowej wyciągnąć i oczyścić ranę. Wiercił się przy tym niemiłosiernie wyzywając Rafe'a od zdrajców, a mnie od chorej psychicznie dziewczynki która lub patrzeć na jego ból.
- Och zamknij się już buraku. Pomogliśmy ci przecież więc się uspokój, bo ci dam w twarz – warknęłam kiedy już wszystko było gotowe.
  • A skąd ja mam wiedzieć ze od tych twoich ziółek nie wyrośnie mi druga głowa, czy co innego!
  • Jedyne co ci będzie to tylko urośnie ci ta głupota!
Przez ten cały czas fiołkowooki przyglądał nam się z rozbawieniem.
  • A ty co tak siedzisz jak kołek może nam pomożesz? - Syknęłam.
  • Przecież świetnie sobie radzicie.
W końcu ubraliśmy tą przeklętą choinkę (oczywiście chłopcy poplątali lampki choinkowe, a kiedy je odplątali sami się w nie zaplatali razem z drzewkiem). Ren ani razu nie włożył już ręki do pudła i wieszał tylko aniołki i małe prezenciki.
Potem przyszła pora na nakrycie do stołu (czym już zajęłam się sama). Dwie niezdary poszły się przebrać.
  • Agey może im pomożesz. Nie chciałabym że by do wieczerzy zasiedli ubrani w dresy – Ann posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie.
  • Dobrze, dobrze. Potem przyjdę i pomogę ci coś wybrać, bo w tej kwestii jesteś inwalidą pierwszej klasy.
Jak przypuszczała moja droga przyjaciółeczka chłopaki rzeczywiście nie do końca wiedzieli jak wygląda strój świąteczny. Jeden wyciągnął bluzę sportowa i dresy a drugi jeansy i koszulkę z krótkim rękawem. Jak tam weszłam to o mało co się nie załamałam. Obaj siedzieli w łazience i dyskutowali na temat jakiejś rośliny (ciekawy temat do rozmowy). Na szczęście miałam coś odpowiedniego dla nich na tę sytuację.
  • Leć do kibla i się przebierz – podałam Renowi jeansowe spodnie, czystą koszule i krawat.
  • Teraz nawet wygodnie nie można się ubrać – westchnął i wziął ode mnie ciuchy.
  • Masz – u Rafe'a nie było aż takiego problemu z ubiorem bo on miał już jeansy. Wystarczyło ubrać go w białą koszule, marynarkę i nieco poprawić włosy.
  • Jak to cuchnie – jęknął gdy spryskałam jego czuprynę lakierem do włosów.
  • Nie marudź!
Po dość długim użeraniu się z tymi imbecylami w końcu mogłam spokojnie uznać że wyglądają całkiem nieźle.
  • Nareszcie jesteś – Ann zdążyła nakryć już do stołu.
  • Mówię ci, nigdy nie widziałam bardziej niedorozwiniętych chłopców – westchnęłam.
  • Nie wszyscy są niedorozwinięci – znowu zaczynała tą swoją gadkę.
  • Nie jojcz! - Odpowiedziało mi tylko pełne irytacji westchnięcie. - Pora się wystroić, choć.
Jak zawsze „strojenie” musiało mieć miejsce w moim pokoju. Mimo wielu książek i innych szpargałów poruszanie się nie sprawiało mi żadnych problemów. Posadziłam Ann na krześle i zaczęłam malować, układać jej fryzurę i wybierać sukienkę. Czerwona i falbaniasta, nie była zbyt kiczowata ani za bardzo skromna, więc na taką okazję wydała się w sam raz. Włosy rozpuszczone z dwoma warkoczykami mającymi początek przed uszami, łączące się z tyłu głowy na wysokości karku. Makijaż był niezwykle skromny. Smoczyca nigdy nie lubiła się malować. Mnie też to przeszkadzało.

  • No, gotowe – powiedziałam gdy tylko „zabieg”dobiegł końca.
  • Uch, nienawidzę tak się stroić – jęknęła Ann.
  • Ciesz się że to tylko na kilka godzin.
  • Teraz przyszła kolej na ciebie – uśmiechnęła się.
    C.D.N.

22 grudnia 2013

Zmiany i nowe nadzieje...

Witam ponownie :P

Możecie mnie zabijać z powodu opóźnień z rozdziałem, ale nie martwcie się bo powoli zbliżam się do końca z jego przepisywaniem. Oprócz tego, Agey szykuje małą niespodziankę na nadchodzące święta więc spodziewajcie się we wtorek lub środę nowego posta w godzinach wieczornych. Mam rację, Age? I nie waż mi się spóźnić! Inaczej nie dam Ci kolejnych części Pandory ^^

09 listopada 2013

Chapter III Beginning Of The End

Powiedziałam im wszystko. Wszystko co mi się przydarzyło. 
To, jak opanowała mnie mroczna energia oraz o krysztale, który był więzieniem dla blond włosego chłopaka i jego nyxiona. Zaciekawił ich głównie mroczny smok. Trzeba przyznać, że to jeden z bardziej niezwykłych nyxionów jakie widziałam. Jednak denerwuje mnie fakt, że ich uwolniłam. Jak mogłam być tak głupia? Jak mogłam wykonywać jego polecenia? Teraz muszę skupić się na pokonaniu tej mrocznej dwójki. Zanim stanie się coś naprawdę złego.


Następnego dnia tuż po swojej walce, poleciałam do domu. 
Nie chciało mi się oglądać pozostałych pojedynków. Po za tym musiałam rozprostować skrzydła. Już w ludzkiej postaci stanęłam przed dębowymi drzwiami. Ogromna działka i ogromny dom. To właśnie tu mieszkam wraz z Age… i chłopakami. Tak, nadal tu są i raczej im się nie śpieszy z wyjazdem. Darowałam już sobie próby dowiedzenia się prawdy. I tak nam nie powiedzą. Zresztą póki co, kontrolujemy sytuację. Z kieszeni wyjęłam komplet kluczy i otworzyłam drzwi frontowe. Tuż po wejściu, poczułam przyjemny zapach…
„Ciasto!”-przemknęło mi przez głowę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę kuchni, starając się nie potknąć - Jak to mam w zwyczaju – o buty, jakieś szale lub inne niezbyt bezpieczne przedmioty… Gdy tylko przekroczyłam próg, spostrzegłam kopertę leżącą na stole. Wychodziłam stąd ostatnia, a dom był zamknięty. Cała nasza czwórka była na treningu, więc jakim cudem on tu się znalazł? Niepewnie podeszłam do ławy i złapałam kopertę. Zaadresowany do mnie, ale brak nadawcy… Czym prędzej go otworzyłam. Ze środka wypadła złożona w pół kartka i cztery bilety lotnicze. Skupiłam się na arkuszu. Rozłożyłam go i zaczęłam czytać na głos, a w między czasie na moim ramieniu pojawił się Dragonoid.



Witaj Ann!
Co tam u ciebie? Pewnie nie masz pojęcia kim jestem, prawda? Znamy się już od dawna. Na pewno mnie kojarzysz, ale teraz przejdę do ważniejszych rzeczy. W kopercie znalazłaś cztery bilety lotnicze. Chciałam Cię zaprosić do ekskluzywnego hotelu moich rodziców, znajdującego się w Stanach Zjednoczonych, parę kilometrów od wybrzeża Kalifornii na wyspie Secan. Wokół znajdują się liczne, niezaludnione wysepki. Radzę Ci się pośpieszyć! Samolot masz 30 października na godz. 7.00. Został Ci tylko dzień!
Powodzenia!
Green



Po przeczytaniu całości, zatkało mnie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nic. Imię było mi znajome, nawet nie wiem skąd... Usiadłam na krześle i chwyciłam bilety. Tak jak było w liście. Lot do Kalifornii, a następnie statkiem na wyspę. Wakacje na początku jesieni? Kiepski pomysł. Choć całkiem ciekawa propozycja… Jednak niepokoi mnie data, 30 października to dzień przed Halloween. Czas dla demonów, duchów i wszelkiego rodzaju Kaiju. Wydawałoby się, że to zwykły dzień. Jednak nie do końca. Halloween to dzień, a raczej noc podczas, której stworzenia takie jak potwory czerpią energię. Jest ona jakby posiłkiem jedynym w swoim rodzaju, podobnym do tego podczas pełni. Jednak w tym roku Halloween pokrywa się z nią. A to nie wróży niczego dobrego. Wtedy Kaiju będą jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż zwykle. Choć w sumie energia płynąca z księżyca jest zazwyczaj pozytywna. Pozwala na regeneracje. Jednak jej nadmiar powoduje zupełny brak kontroli, a co za tym idzie, agresję. Niestety dotyczy to również ludzi którzy w połowie są potworami. Jednak oni mniej na nią reagują. Dobre i to… Nagle z zamyślenia wyrwał mnie smród spalenizny. Z piekarnika, gdzie jeszcze niedawno piekło się smakowicie wyglądające ciasto, wydobywał się dym.
- Osz cholera!- złapałam jakąś szmatkę i podbiegłam do kuchenki. Wyłączyłam ją, a następnie szybko otworzyłam. Z wnętrza jak z komina przemysłowego wydobywał się czarny jak smoła dym. W pomieszczeniu zrobiło się szaro i dusznie. Z trudem łapałam powietrze. Krztusiłam się. Oczy miałam załzawione. Po omacku skierowałam się do okien i otworzyłam wszystkie na oścież. Gdy tylko w pomieszczeniu znów było jasno, wyjęłam z piekarnika resztki ciasta. Wrzuciłam je do zlewu, a następnie zalałam wodą. Nie wiem nawet czy zrobiłam dobrze. Niestety kuchnia wyglądała jak po przejściu tornada. Nagle usłyszałam cichy chichot i zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje.



***



W połowie walki zorientowałem się, że Ann zniknęła. Chciałem pokazać jej nowe techniki, które całkowicie dekoncentrowały przeciwnika, choć i tak bez nich Lineholt doskonale sobie radził... W sumie nie dziwię się Varcon. Po wydarzeniach z poprzedniego dnia trudno zachowywać się normalnie. Uwolniła coś i czuje się z tego powodu winna. Chodzi zamyślona i nieobecna. Jednak przecież nie jest sama. Osobiście załatwię tego padalca! On i jego Atlantis pożałują, że postanowili się uwolnić. Zakończyłem walkę, jak zwykle zwycięstwem. Bitwy dla mnie i Lineholta są proste, a już szczególnie w nocy. To jest nasz żywioł. Ciemność… Poprosiłem żeby nyxion przeniósł mnie, Rafe i Age na podwórze tuż przed domem. Zrobił to o co prosiłem, a wszystko na około zafalowało i już po chwili staliśmy w wyznaczonym miejscu. Spojrzałem w dal i zamyśliłem się. Czas znaleźć sposób na walki ukryte przed ciekawskim wzrokiem ludzi. Dziwne, że dziewczyny w ogóle się tym nie przejmowały. Co prawda ćwiczyliśmy w miejscach, gdzie zazwyczaj nie ma ludności. Lecz nigdy nie wiadomo co może się stać. Dlatego właśnie muszę coś wymyśleć. Jako pierwszy przekroczyłem próg domu. Od razu poczułem smród spalenizny, dochodzący z kuchni. Pobiegłem w jej kierunku. Wewnątrz, Ann desperacko próbowała opanować zaistniałą sytuację. Chciałem jej pomóc, ale zanim tam wbiegłem ktoś złapał mnie za ramię.
- Zostaw ją.- stanowczo postanowiła wampirzyca, a z kieszeni wyjęła małą kamerkę.
- Co zamierzasz?- spytałem- A w ogóle to skąd masz naglę kamerkę?!
- Nieważne... To będzie hit Internetu…- zachichotała pod nosem. Jednak wampirzyca nie nakręciła dużo. Już po chwili Ann opanowała sytuację. Dopiero wtedy zorientowała się, że ją obserwowaliśmy. Stanęła jak wryta.
- Wszystko w porządku?- ruszyłem w jej kierunku i przekroczyłem próg, ale ona bez słowa wyminęła mnie i wybiegła z kuchni. Odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili na stole zauważyłem jakieś papiery. Wziąłem je do ręki, wyjąłem list z koperty i przeczytałem.- Świetnie.- mruknąłem cicho i pobiegłem za nią. Czemu ona nigdy nic nie mówi?



***



Zatrzasnęłam za sobą drzwi , najmocniej jak tylko umiałam. Drago poleciał na swoje miejsce, a ja padłam na kanapę. I zakryłam twarz poduszką.
- Wyszłam na totalną idiotkę!- warknęłam- Przed wszystkimi!- zaczęłam użalać się nad sobą.- Jak mogłam ich nie zauważyć? Nawet nie wyczułam ich obecności!
- Oh, przecież nie przed wszystkimi. To tylko trzy osoby...- zażartował smok, ale widząc moje spojrzenie od razu ucichł.
- Pocieszające!- syknęłam.
- Przecież nic się nie stało...- dodał cicho smok.
- Nic się nie stało?!- wstałam i cisnęłam poduszką w stronę Dragonoida- Wyszłam na idiotkę! To się stało!- krzyknęłam. Cała się trzęsłam ze złości. Nagle spostrzegłam Rena. Zdębiałam. Nie wiem kiedy wszedł, ale coś czułam, że stał już tu od dłuższego czasu. Usiadłam na kanapie i podciągnęłam kolana pod brodę. Później ukryłam twarz w rękach. Całkowicie skompromitowana. Czemu ja się tak zachowuję? Przecież taka nie jestem… czy nie byłam? – Świetnie!- prychnęłam- teraz wyszłam na podwójną idiotkę…- dodałam już ciszej tak, aby mnie nie usłyszał. Choć i tak dowiedział się już wystarczająco dużo. Usłyszałam kroki, powoli zbliżające się w moją stronę, a potem poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Nie wyszłaś na idiotkę.- szepnął wprost do mojego ucha i przytulił mnie. Czułam jak się rumienię… Chwila, co?
- Udajesz, wiem, że tak jest.- odparłam chłodno i odepchnęłam od siebie chłopaka.- Zrobiłam z siebie pośmiewisko. Zawsze tak było, jest i będzie.
Ren spojrzał na mnie zaskoczony, ale już po chwili uśmiechnął się.
- Naprawdę nic się nie stało.- próbował mnie pocieszyć. Delikatnie ujął mój podbródek i podniósł moją głowę tak, abym na niego patrzyła. Jego oczy są tak hipnotyzujące… Gdy uzmysłowiłam sobie co się dzieje, wyrwałam się i spuściłam wzrok.
- Od kiedy tylko pamiętam, moja odmienność sprawiała mi problemy. Nigdy nie potrafiłam być tak jak inni. Zachowywać się normalnie…
- O czym ty mówisz?- spytał zbity z tropu chłopak, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
- Jestem inna… Dlatego moją jedyną przyjaciółką jest Age. Jest taka jak ja… I pomimo tego, że często się kłócimy, próbujemy zabić… zawsze jesteśmy razem.- spojrzałam na Rena, ale po chwili wbiłam pusty wzrok w podłogę- Tylko tak można wytrzymać w świecie, w którym potwory są znienawidzone i potępiane.- zamilkłam. Nie wierzę, że to powiedziałam, ale tak mi to ciążyło, że nie mogłam już dłużej milczeć. Nikomu jeszcze nigdy tak szybko nie zaufałam. Nawet Age…
- Dla mnie jesteś najlepsza.- odezwał się chłopak- A twoja odmienność sprawia, że jesteś wyjątkowa. Ich zdanie się nie liczy. Ważne jest to co ty o sobie myślisz- odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i ponownie mnie przytulił.- Pamiętaj o tym…- szepnął wprost do mojego ucha. Objęłam go w pasie i odwzajemniłam uścisk. To nowe uczucie było tak przyjemne, że chciałabym aby trwało wiecznie. Cała złość i bezsilność zniknęła. W jego objęciach czułam się bezpieczna.
- Dzięki.- szepnęłam i oderwałam się od niego. Zakłopotana poprawiłam grzywkę.- Za wszystko.
Szarowłosy znów się uśmiechnął, a ja poczułam, że się rumienię. On chyba też... Gdy nasze spojrzenia się spotkały, spuścił wzrok.
- Nie ma za co- odparł- Niepotrzebnie robisz ze wszystkiego taką aferę.- mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja przytaknęłam. Nie da się ukryć. Taka już po prostu jestem.
- Przyzwyczaj się- uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Skoro już się uspokoiłaś to czy wyjaśnisz mi co to jest?- Ren wyjął z tylnej kieszeni kopertę, a ze środka wypadły znajome mi bilety.- Przeczytałem...- podrapał się w tył głowy i położył papiery na kanapie.
- Sama do końca nie wiem, co to jest.- westchnęłam cicho, odwracając się w stronę okien.
- Zamierzasz tam polecieć?- spytał wskazując na bilety.
- Jeśli już to tylko wtedy, gdy wszyscy się zgodzą.- odparłam- Choć nie wiem czy to bezpieczne. Ostatnio popełniam mnóstwo błędów. Sam wiesz, który był najgorszy...- westchnęłam ciężko.
- Nie mam nic przeciwko.-chłopak odwzajemnił uśmiech- Powiem Rafowi, on przekona wampirzycę.
- Dzięki, przynajmniej z nią nie będę musiała się użerać.- uśmiechnęłam się słabo.
- Odpocznij- dodał stanowczo, opierając rękę na moim ramieniu.- Zajmę się wszystkim. Mam ochotę zobaczyć kawałek tego dziwnego świata.- dodał i wstał, a po chwili wyszedł z pokoju. Odetchnęłam z ulgą i z powrotem położyłam się na kanapie. Za dwa dni lot. Nie powiem, zawsze marzyłam o tym by wybrać się do tego kraju, a teraz dostaję na to szansę.
- Postanowiłaś już?- podniosłam wzrok na nadlatującego smoka.
- Tak- pokiwałam głową- Lot już niedługo.
- W halloween?- odparł pytaniem- Nie jestem pewien czy to rozsądne…
- Rozumiem co masz na myśli- przerwałam mu i usiadłam po turecku- ale zawsze chciałam wyjechać do USA. Fakt, wiadomość jest podejrzana i ryzyko jest duże… Jednak musisz przyznać, że stawialiśmy czoła gorszym wyzwanią.- spojrzałam na niego wyczekująco. Smok tylko westchnął.
- Obrona Vestranu nie należała do łatwych, a pojedynków jakie stoczyliśmy tu na Ziemi nie da się zliczyć na palcach jednej ręki. Jednak to jest inne.- odparł spokojnie Drago- Potwory jakie uwolniliśmy mogą okazać się dużo potężniejsze od tych, które już pokonaliśmy. Może ten wyjazd to ich sprawka… a co jeśli okażę się pułapką?
- Wiem…- westchnęłam cicho- Ale jeśli tam nie polecimy, nie przekonamy się co na nas czeka.- odparłam stanowczo- A ja nie cierpię siedzieć w miejscu i nic nie robić.Zresztą muszę dowiedzieć się kim jest ta dziewczyna, która wysłała zaproszenie.- dodałam już ciszej i spuściłam wzrok.
- Znam cię bardzo dobrze i wiem, że jak już coś postanowisz to nie odpuścisz. Dlatego polecę tam z tobą i w razie czego razem staniemy do walki z wrogiem.
Uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Dzięki- szepnęłam i odgarnęłam czerwone końcówki z twarzy. Ogarnęłam wzrokiem pokój. Po chwili wstałam i ruszyłam w stronę garderoby. W końcu muszę zacząć się pakować. 



***



Zbiegłem jak najszybciej po schodach i ruszyłem do kuchni. Nie wiem po co właściwie się śpieszyłem, ale było mi to obojętne. Co mi strzeliło do głowy?! To miała być misja, rodzaj zwiadu, a ja… zachowuję się jak idiota. Po co ją przytuliłem? Ok, była trochę załamana, ale bez przesady... Nie potrafię tego wyjaśnić, ponieważ zrobiłem to tak jakby instynktownie. Eh, tracę już rozum... Gdy dobiegłem do kuchni okazało się, że nikogo już tam nie ma. Zrezygnowany usiadłem na krześle.
- Świetnie!- prychnąłem cicho pod nosem. Przecież nie mogę się w niej tak po prostu zakochać?! Po pierwsze, pochodzę z Sarcare, a ona z Ziemi. To dwie całkiem odmienne planety. Po drugie, przeze mnie może mieć kłopoty. Nie pozwolę na to. To dotyczy tylko mnie, ale czy to ich w ogóle obchodzi? Żałuję, że kiedykolwiek miałem z nimi styczność. Dlatego wstąpiłem do grupy zwiadowczej. Miałem nadzieję, że pozbędę się ich na zawsze. I nie będę musiał robić tych wszystkich okropnych rzeczy, które były niemalże konieczne podczas wojny. Niestety, myliłem się. Wciąż mnie prześladują, a to mnie powoli wykańcza. Dobrze, że chociaż Rafowi nic nie zrobią, zresztą on by sobie poradził. Tylko czekać aż zaatakują. Rozejrzałem się. Nic tu po mnie. Wstałem i ruszyłem w kierunku schodów. Każdy krok stawiałem bardzo ostrożnie. Nie tylko z uwagi na pułapki Age. Swoją drogą nawet nie wiem dlaczego się tak na mnie uwzięła… Zmęczenie dawało po sobie znaki. Czułem się jakby coś wyssało ze mnie energie. Może to kolejna sztuczka wampirzycy? W końcu doszedłem do pokoju. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. O dziwo nie było żadnych pułapek. Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi i wdrapałem się na piętrowe łóżko.
- Co jest?- nyxion od razu wyczuł moje złe samopoczucie.
- Wszystko… w porządku.- mruknąłem niewyraźnie i położyłem się na plecach.
- Mnie nie oszukasz, Ren. Widzę co się dzieje.
- Wykrywacz emocji się znalazł.- prychnąłem i przewróciłem się na bok.- Wszystko gra.- odparłem, po czym zamachnąłem ręką w stronę nyxiona, odpędzając go jak natrętną muchę. Zrezygnowany Lineholt odleciał na bezpieczną odległość, a ja przekręciłem się na drugi bok i powróciłem do rozmyślań. W ostateczności wrócę na Sarcare. Inaczej może dojść do tego, że nawet tu się przeniosą. Nie będę w stanie ich powstrzymać, ale gdy wrócę tam to chociaż uchronię przyjaciół. Chyba…
Nagle z zamyślenia wyrwało mnie czyjeś warczenie. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju.  Tuż przy komodzie stało jakieś stworzenie. Przypominało ziemskiego psa. Postawione uszy, niezbyt długi pysk, zakręcony ogon. Stwór miał jasną sierść, był sporych rozmiarów i dobierał się do moich rzeczy!  Cholera, to chyba Dingo, wredny kundel Age. Rozejrzałem się po łóżku w poszukiwaniu jakiegoś ciężkiego przedmiotu. W kącie leżało kilka książek. Złapałem najcięższą z nich i cisnąłem nią w tego kundla. Sądziłem, że to go powali lub chociaż zdezorientuje na tyle żebym mógł go wyrzucić z pokoju. Jednak osiągnąłem efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Dingo odwrócił się w moją stronę i najeżył. Zbladłem.
- O, shit…- mruknąłem pod nosem. 

Kundel zaszarżował. Próbował mnie dosięgnąć co na moje szczęście mu się nie udawało. Kilka razy oberwał ode mnie w łeb jednak nie robiło to na nim wrażenia. Jego śnieżnobiałe kły były zaledwie kilka centymetrów od mych nóg. Nagle Dingo skoczył i złapał kawałek spodni. Uderzyłem w odwecie kolejny raz w jego łeb. Kundel osunął się na ziemię wraz z urywkiem materiału. Spojrzałem na niego raz jeszcze. Żyje, ale jest zdezorientowany. Postanowiłem wykorzystać tą szansę. Zeskoczyłem z łóżka i wybiegłem z pokoju, zatrzaskując drzwi. Oby nie był tak mądry i ich nie otworzył… Jednak już po krótkiej chwili słyszałem warczenie docierające z pomieszczenia wraz z pazurami, które starały się dosięgnąć klamki. Wolałem nie kusić losu i przyśpieszyłem. Jedyne miejsca gdzie ten kundel mnie nie zagryzie to pokój Ann i Age. Pokój wampirzycy odrzuciłem na samym starcie. Lepiej nie myśleć co tam jest. Skierowałem się więc do pokoju smoczycy z nadzieją, że Dingo sobie odpuści. Wbiegłem do pokoju Ann i z impetem zatrzasnąłem drzwi. Po chwili usłyszałem jak coś odbija się od nich i odchodzi z cichym powarkiwaniem. Odetchnąłem z ulgą. Wreszcie się go pozbyłem.
- Co ty tu robisz?- dotarł do mnie głos Ann. Nadal zdyszany odwróciłem się w jej stronę.
- Wiesz- westchnąłem- to taka dość zabawna sprawa, bo…- przerwałem gdy zorientowałem się co leży w jej walizce. Zasłoniłem szybko oczy ręką, tak aby nic nie widzieć- Sorry… nie wiedziałem- wymamrotałem cicho pod nosem. Po raz kolejny wpakowałem się w zrytą sytuację.



***



Wrzucałam do walizki dosłownie wszystko. Później zajmę się układaniem, bo przede wszystkim chcę szybko ustalić co wezmę. Podeszłam do małych szafek. Otworzyłam jedną z nich i wyjęłam bieliznę. Nie zastanawiając się wrzuciłam ją do foliówki, a następnie do walizki. Usiadłam przed bagażem i zaczęłam trochę porządkować ciuchy by zrobić miejsce na następne. Lecz nagle do pokoju wbiegł Ren, zamykając za sobą drzwi z hukiem. Chłopak odetchnął z ulgą gdy odbiło się od nich jakieś stworzenie i powarkując odeszło.
- Co ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona. Choć mam wrażenie, że wiem co go goniło. Zwrócił się w moją stronę.
- Wiesz - westchnął- to taka zabawna historia, bo…- przerwał i rumieniąc się, zasłonił oczy- Sorry, nie wiedziałem.- mruknął pod nosem. Rozejrzałam się po pokoju. Czemu się tak zachował? Zmrużyłam oczy i spojrzałam na walizkę. Wszystko stało się jasne. Jak najszybciej chciałam ją zamknąć, jednak przy całej tej sytuacji ręce całkowicie mi się poplątały. Zdenerwowana w końcu zamknęłam bagaż i odetchnęłam. Ręce mi się trzęsły, nie mogłam nad sobą zapanować. Cholera! Chłopak zerknął na mnie kątem oka po czym opuścił ręce. Poczułam jak się rumienię.
- Więc teraz powiesz mi co tu robisz?- spytałam, próbując się opanować.
- Spotkałem Dinga- odparł- Próbował mnie zabić, delikatnie mówiąc...
- To nic nowego- westchnęłam- On próbuje zabić każdą osobę, za którą Age nie przepada.
- Skąd ona go wytrzasnęła?
- Wiesz co, chyba wolałabym o tym nie wiedzieć.
- Może kupiła go…- dodał chłopak, gapiąc się w sufit.
- Nie sądzę.- odparłam- Jeśli już to znalazła, a później zabawiła się jego kodem DNA, tworząc bez mała potwora…
- Chwila- przerwał mi złotooki- Rozumiem znalezienie, ale mutacja?! Nie sądziłem, że na Ziemi istnieje możliwość zmiany kodu genetycznego…
- Bo teoretycznie nie ma. Podejrzewam, że pomógł jej przy tym ten niewielki, błękitny kryształ, który nosi non stop na szyi.- stwierdziłam po czym nastała nieprzyjemna cisza.
- Wracam do siebie.- powiedział chłopak, lekko uchylając drzwi.- Na razie!- rzucił i po chwili wybiegł z pokoju. Pokręciłam głową z dezaprobatą i dokończyłam pakowanie walizki. Teraz tylko muszę się upewnić czy aby na pewno wszyscy lecimy do Stanów. Nawet Age…



***



Zwariowała! Po prostu zwariowała! Wbiłam pazury w fotel. Nie nienawidziłam samolotów. Wolałam statki, czy auta. Ze statku mogłam uciec, z samochodu również. W samolocie trudniej było odnaleźć drogę ucieczki. To taka ogromna, twarda i blaszana puszka, w której jest jedna lub max dwie drogi ucieczki. Do tego lata. Nie muszę chyba dodawać, że nie ufam ludzkim maszyną (ludziom też nie)?
Delikatnie przymrużyłam oczy i starałam się opanować drżenie rąk i nóg. Stewardessa, a następnie pilot coś mówili, ale ich nie słuchałam.
- Boisz się latać?- zapytał Rafe
- Nie ufam ludziom i ich wynalazką.- odszepnęłam przez zaciśnięte zęby.
- Będzie dobrze, zobaczysz.-spojrzał na mnie fiołkowymi oczami i uśmiechnął się. Zawsze mnie uspokajał. Jak melisa. Poczułam dziwne uczucie w żołądku. Miłe, ale zupełnie mi obce. Uśmiechnęłam się i rozluźniłam. Wtuliłam się bardziej w fotel i zasnęłam.

Obudził mnie silny wstrząs. Spałam półtorej godziny. Ann nadal znajdowała się w objęciach morfeusza. Podobnie Ren. Nestranin rozwiązywał krzyżówkę. Dziwiło mnie, że aż tyle nas łączy. Kiedy schylał się by włożyć krzyżówkę do plecaka, gumka od jego bokserek i jeszcze kawałek materiału wysunęły się spod spodni tak, że je zobaczyłam. Zaczęłam chichotać gdy zauważyłam nadruk. Wielkanocny zając i Święty Mikołaj. Oboje trzymali w rękach kufle z napojem i właśnie wznosili toast. Kiedy chłopak zorientował się co się stało, podciągnął spodnie i usiadł prosto w fotelu. Cały się zarumienił.
- Gdzie się gapisz?- wyszeptał. Śmiałam się jeszcze chwilę. Chłopak tylko westchnął ciężko.- Niech to pozostanie między nami.
Przytaknęłam i znów wygodnie ułożyłam się w fotelu. Po kilku minutach znów zasnęłam, a stan ten trwał do momentu lądowania...



***



Wreszcie wysiedliśmy z samolotu. Age jak wypłoszone zwierzę, wyskoczyła z maszyny i pognała w stronę wejścia do budynku. Przewróciłam oczami, ignorując jej zachowanie. Razem z chłopakami ruszyłam do wejścia. Tuż nad nim znajdował się ogromny napis: Airport California. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekroczyłam próg. Wewnątrz doznałam nie małego szoku. Ogromna przestrzeń, mnóstwo ludzi. Tak wielkiego lotniska w życiu nie widziałam. A myślałam, że Warsaw Airport jest duże… Wzrokiem szukałam miejsca odbioru bagaży. Nagle zobaczyłam Age, przepychającą się między ludźmi. Po chwili zorientowałam się, że biegnie do walizek. Bez namysłu ruszyłam za nią. Jeszcze zrobi coś głupiego. Za sobą słyszałam kłótnie. Z tego co udało mi się usłyszeć i zrozumieć, jakiś Amerykanin oskarżał Rena i Rafe o próbę kradzieży. Chyba… Pomóc im? Niech sobie sami radzą. Mnie i wampirzycę, dzielił dystans 2 m. Chciałam przyśpieszyć, ale nie mogłam. Byłam wyczerpana, ledwo co oddychałam. To nie było dla mnie normalne. Przecież wytrzymuję długotrwałe loty, a to bardziej męczące niż krótki bieg! Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wpadłam na wampirzycę i razem pomknęłyśmy w stronę ziemi.
- Złaź ze mnie!- wydarła się czarnowłosa wprost do mojego ucha. W jednej chwili poczułam chłód podłogi.- Zwariowałaś?!
- Wybacz- z trudem wydusiłam to słowo- W jednej chwili straciłam wszystkie siły…
Powoli wstałam, wciąż kręciło mi się w głowie. Age przyglądała mi się podejrzliwie. W miedzy czasie dobiegli do nas Rafe i Ren.
- Co jest?- zapytałam pamiętając o tym, że kłócili się z jakimś facetem.
- Wpadłem na jakiegoś faceta w garniaku, a Rafe potknął się o jego walizkę. Teraz twierdzi, że próbowaliśmy ukraść jego bagaż-wysapał Ren- Chyba… Nie wiem, nie znam tego języka.
- W końcu mu zwialiśmy, ale chyba zdążył wezwać ochronę- dodał Rafe. Spojrzałam na miejsce skąd przybiegli. Zbladłam, gdy zobaczyłam dwóch ochroniarzy.
- Bierzemy walizki i spadamy stąd!- warknęłam- Teraz!
Najszybciej jak się dało, złapaliśmy bagaże i pobiegliśmy przed siebie. Starałam się wybierać drogę tak, aby jak najszybciej wydostać się z budynku, a także zgubić goniących nas mężczyzn.



***



Nie wiem dokąd biegliśmy. Prowadziła Ann, a ochroniarze byli coraz bliżej. Miałem nadzieję, że nas nie zobaczą, ale jednak udało im się. W końcu dostrzegłem wyjście. Zadziałał instynkt. Przyśpieszyłem, wymijając smoczycę. Wybiegliśmy z budynku wprost na parking. Spojrzałem za siebie. Ochroniarze będą na zewnątrz już za parę sekund.
- Za samochody!- wydarłem się do reszty. Wszyscy rozdzieliliśmy się. Po krótkiej chwili każde z nas znalazło kryjówkę na tyłach parkingu. Odczekałem parę minut, po czym wyjrzałem zza auta. Ochroniarze jeszcze chwilę obserwowali okolicę jednak po chwili wrócili do budynku. Jak na znak, cała nasz czwórka podniosła się z ziemi. Odetchnąłem z ulgą. Pozbyliśmy się ich. Podszedłem do reszty.
- Co teraz?- spytałem
- Ja bym proponował udać się do portu- odezwał się Dragonoid
- Będzie problem- dodała Ann- Do portu mamy jakieś 10 km. Przynajmniej tak wygląda sytuacja na mapie.
Spojrzałem na ekran jej smartphona.
- W takim razie, co dalej?- spytał fiołkowooki
- Może polecimy Dobrze po tak długie podróży rozprostować skrzydła.
- Mówiłam Ci to już tysiąc razy, Age. Jak ty to sobie wyobrażasz? Niezauważeni przelecimy nad miastem? Mgła aż tak nie chroni…
- Po za tym ja i Rafe nie mamy skrzydeł- poparłem zielonooką
- A nyxiony? Z tego co pamiętam Drago potrafi się teleportować- ponownie wtrąciła wampirzyca
- Dasz radę?- Lineholt zwrócił się do Dragonoida
- Powinienem.- odparł smok. Spojrzałem na Ann. Wyglądała na zmartwioną. Jakby o czymś nie chciała powiedzieć. Po raz kolejny...



***



Boję się o niego. Podczas lotu wypytywałam go o wydarzenia sprzed kilku dni. O to, dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Że też się nie zorientowałam! Opowiedział mi przerażającą prawdę. Gdy ja byłam pod wpływem tej negatywnej energii… Mój nyxion, Drago również był nią pochłonięty. Od tego czasu jest słabszy. Nie wykonuje już silnych ataków. Wychwyciłam to podczas jednego z treningów. Pomimo tego cały czas zapewnia, że wszystko jest w porządku.
- Zgoda- przytaknęłam- Drago?- zwróciłam się do smoka i rozejrzałam po okolicy. Uspokoiło się, na razie nie widać ludzi.- Przenieś nas.
Wyciągnęłam rękę, a nyxion przysiadł na moim ramieniu. Ren, Rafe oraz Age położyli dłonie na moim ramieniu. Po chwili Dragonoid rozbłysł oślepiającym światłem. Poczułam jak tracę grunt pod stopami, a wszystko wokół zaczyna wirować.
Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Drago przeniósł nas w jakiś zaułek, w którym jechało rybami. Nie, żebym miała coś przeciwko rybom. Tu śmierdziało... zgnilizną! Wiele potrafię znieść, ale na ten smród mój żołądek postanowił zwrócić całą swoją zawartość. Całe szczęście, że udało mi się powstrzymać ten odruch. Skrzywiłam się ponownie bo choć przeniesienie się tu było dobrym pomysłem to jednak było to ohydne miejsce.
- Gdzie teraz?- dopytywała się wampirzyca, zakrywając nos, dłonią.
- Szukamy statku- odparłam, wyglądając na plac- Śnieżnobiałego katamaranu rejsowego- uściśliłam.
- Skąd o tym wiesz?- spytał Ren. Wyjęłam z kieszeni list.
- Było napisane na odwrocie.- uściśliłam.
- A jak to coś wygląda?- podszedł do mnie Rafe.
-Mniej więcej tak- wskazałam na niewielki statek, znajdujący się na prawo od ogromnego promu rejsowego. „Imagine”, bo taką nazwę nosił katamaran nie był jakoś specjalnie duży, ale co najmniej z 60 osób spokojnie zmieściłoby się na pokładzie. Statek posiadał dwa sztywno połączone kadłuby umieszczone równoległe względem siebie. Był  też napędzany dwoma silnikami. Na pokładzie znajdowało się kilka  leżaków oraz drewnianych ławeczek.
- Zorientuję się kiedy ruszają.- rzuciłam i wybiegłam z zaułka. Mam tylko nadzieję, że jakoś uda mi się z nimi dogadać. Dobiegłam do katamaranu i ostrożnie weszłam na pokład. Nie chcę pechowi ułatwiać zadania. Na miejscu rozejrzałam się w poszukiwaniu kapitana statku. To chyba niemożliwe, żeby go tu nie było. Sami raczej  nie pokierujemy statkiem choć jestem pewna, że Age by coś wykombinowała. Dostrzegłam drzwi prowadzące do mostka kapitańskiego. Otworzyłam je i przekroczyłam próg. Wewnątrz nikogo nie było. Przy panelu sterującym, który ku mojemu zdziwieniu był pokryty różnej wielkości, kontrolkami oraz ekranami LCD, leżała kartka. Podeszłam zaintrygowana i złapałam ją.


Wypływamy o 20.00 Proszę o punktualność!


Zdębiałam. Kto normalny zostawia własny statek do którego każdy może wejść i odpłynąć, o ile umie, a pozostawia tylko kartkę?!
- Co o tym sądzisz?- zapytałam smoka, który właśnie pojawił się na mym ramieniu.
- Już ci mówiłem. Nic w tym wyjeździe mi nie pasuje. To nie jest przypadek.
Pokiwałam głową.
- Tyle to i ja wiem- szepnęłam zła na własną bezsilność i głupotę. Po co zgodziłam się tu przyjechać?
Co mnie podkusiło? Schowałam kartkę do kieszeni i wybiegłam z pomieszczenia kierując się w stronę zejścia na ląd. Nie uważałam. Poślizgnęłam się na samym końcu i poleciałam do przodu wprost na jakąś dziewczynę. Obie upadłyśmy na beton. Mało brakowała, a znalazłabym się w wodzie. Gdy tylko przestało mi się kręcić w głowie, wstałam i spojrzałam na nią. Jej długie i niesforne blond włosy zasłaniały większość twarzy. Miała zielone oczy. Na sobie miała białą bluzkę, spod której był widoczny czarny top i krótkie, czarne spodenki jeansowe oraz zwykłe czarne trampki.
„Skąd ja cię znam?”- zapytałam samą siebie w myślach.
Nieznajoma spojrzała na mnie spod łba, a potem szybko wstała i pobiegła w stronę, z której przybiegła. Gdybym nie miała ważniejszych spraw, pobiegłabym za nią. Pokręciłam głową i wróciłam do przyjaciół.
- Co jest?- Ren podszedł do mnie. Wyjęłam z kieszeni kartkę i rzuciłam w jego stronę.
- Czytaj.- mruknęłam, wymijając chłopaka i stając pod ścianą. Delikatnie osunęłam się na ziemię, próbując na spokojnie przeanalizować wszystko.
- To jakieś żarty?- spytał fiołkowooki- To dwie godziny czekania!- zazwyczaj spokojny chłopak, teraz miał już chyba dość całej sytuacji.
- Chciałabym…- szepnęłam- Potem płyniemy statkiem trzy godziny. Przed północą powinniśmy być na miejscu. Secan, jak dobrze pamiętam.
- Może lepiej się tam przenieść? Lub chociaż polecieć?- wampirzyca znów wtrąciła swe trzy grosze…
- I wzbudzić podejrzenie wszystkich ludzi? Dzięki, postoję.-odparłam znudzona
- Sprawdzałam umiejętności Wavern- naciskała wampirzyca
- Myślałam, że je znasz.- zaintrygowana wstałam i podeszłam do czarnowłosej.
- Tak się jej zdawało…- mruknęła nyxionka siadając na ramieniu wampirzycy.
- Krystaliczny pył umożliwia smoczycy  całkowite zlanie się z tłem.
-To i tak nie zmienia faktu, że będzie spore zainteresowanie jakim cudem znaleźliśmy się na wyspie-odparłam zirytowana- Jesteś strasznie niecierpliwa.
Wampirzyca wyszczerzyła się, ukazując kły. Westchnęłam.
- Ren, Rafe. Zanieście bagaże na katamaran. Ja idę znaleźć jakiś sklep i zrobić małe zapasy. Mamy dwie godziny i trzeba jakoś ten czas zająć.
- Idę z tobą.- zadecydowała czarnowłosa.
- Niech będzie, spotkamy się tu przed 20.00- dodał Ren.
- Do zobaczenia!- rzuciłam, zanim razem z Age ruszyłyśmy w kierunku sklepów.



***



Skręciłyśmy w pierwszą alejkę po prawej. Po lewej stronie rozciągał się niski, szary budynek. Niewielkie okna były umiejscowione niewiele poniżej linii sufitu. Niektóre były otwarte, a z środka dobiegały dźwięki pracując maszyn. Wszędzie unosił się zapach ryb. Po ziemi walały się śmieci. Pod ścianą jednego z budynków stał zapełniony odpadami, kontener. Szyłyśmy przed siebie, zakrywając dłońmi nosy. Kiedy wyszłyśmy z tej okropnej uliczki, zapach stał się jeszcze silniejszy. Z trudem powstrzymywałam fale mdłości. Ann miała chyba podobny problem. Jednak ona uporała się z tym lepiej niż ja. Doszłyśmy do rozwidlenia. W lewo można było dojść z powrotem do przystani. Ruszyłyśmy więc prawą drogą. Z daleka dostrzegłyśmy parking i kilka innych małych budynków, porzuconych tu i ówdzie. Jeden z nich miał drzwi otwarte na oścież. Właśnie do niego się skierowałyśmy.
- Oby to był sklep- wymamrotała Ann.
- I nim jest- powiedziałam zaglądając do środka przez okno. Pomieszczenie było niskie lecz szerokie i słabo oświetlone. Przez całą długość sklepu przebiegała lada. Za nią na ścianie wisiały trzy rzędy półek. Tylko na jednej stały napoje. O ladę opierał się jakiś facet. Był obleśny jak wszystko w okolicy. Aż trudno uwierzyć, że to te wspaniałe Stany Zjednoczone, które Ann tak bardzo lubi. Smoczyca weszła do środka. Postanowiłam, że zostanę na zewnątrz. I tak tylko Ann potrafiła mówić po angielsku. Zresztą nie lubię kontaktu z ludźmi. Oparłam się o ścianę i czekałam. Jednak nigdy nie byłam cierpliwa więc po niezbyt długiej chwili zajrzałam do środka. Zielonooka stała oparta o ladę i usilnie próbowała wytłumaczyć coś sprzedawcy. Zdążyłam zrozumieć tylko parę słów. Nigdy nie byłam dobra z anglika. Sprzedawca patrzył na smoczycę z dziwnym wyrazem na twarzy. Moja przyjaciółka wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. Równie dobrze mogłaby udusić mężczyznę stojącego za ladą.
„A to niby ja mam problemy z agresją”- prychnęłam w myślach. Po chwili Ann wyciągnęła pieniądze z kieszeni. Nawet nie wiem kiedy zdążyła wymienić złotówki na dolary… Facet wziął od niej banknoty, a z półki wziął cztery średnie napoje i paczkę chipsów. Smoczyca skinęła głową na znak podziękowania i wyszła ze sklepu. Nie zamieniłyśmy ani słowa. Ruszyłyśmy dalej. Trzeba jakoś zająć czas, który nam pozostał.


***



Szukaliśmy dziewczyn przez ponad godzinę. Zajrzeliśmy każdy zakamarek tego portu i to po kilka razy. A je gdzieś wcięło! Telefon Age się wyładował co za bardzo nas nie zdziwiło. Ale, że Ann zostawiła swój w torbie? To się rzadko zdarza. Jedyne co mogliśmy robić to rozkładać bezradnie ręce w nadziei, że te dwie wariatki w końcu się odnajdą. Zbliżała się 19.40. Siedzieliśmy w jednej z kafejek. Dziewczyny zostawiły nam trochę kasy więc wykorzystaliśmy to. Cudem udało nam się zamówić coś co nazywało się bodajże „ice tea”. Trzeba przyznać, że nawet było dobre. Spoglądałem nerwowo na zegarek. Wielkimi krokami zbliżała się godzina 20.00, gdy nagle z za rogu wyłoniła się czarna czupryna wampirzycy, a za nią biegła Ann.
- Co tak długo?- zapytałem gdy stanęły obok nas.
- Age znalazła tu polską księgarnię. Nie mam pojęcia jakim cudem się tu znalazła, ale wampirzyca zaciągnęła mnie tam i cały czas latała od regału do regału.- westchnęła smoczyca- A teraz ma kilkanaście nowych książek.- wskazała na pokaźną torbę, którą Age kurczowo trzymała w rękach.
- Ej, nie moja wina, że uwielbiam czytać!- oburzyła się czarnowłosa.
- Spokojnie Age…- spojrzałem na nią, a ona od razu się uśmiechnęła. Poczułem jak się rumienię.
- Chodźmy już.- odezwał się Ren- Bo zaraz się okaże, że katamaran już dawno odpłynął.



***



Dosłownie w ostatniej chwili wbiegliśmy na pokład statku. Dopadłam najbliższej ławki i usiadłam. Odetchnęłam z ulgą. Zdążyliśmy. Teraz już nic nie mogło się stać. Rozejrzałam się. Oprócz naszej czwórki, nikogo nie było na pokładzie. Słońce chyliło się ku zachodowi. Gdy tylko odpoczęłam, wstałam i podeszłam do drzwi. W środku powinien być kapitan. Jednak gdy zajrzałam do środka, nikogo nie zobaczyłam. Zaraz wypływamy, a jego nadal nie ma?
„Cholera! O co tu chodzi!”- warknęłam poirytowana w myślach i wróciłam do przyjaciół. Ren popatrzył na mnie zaciekawiony. Zrozumiałam o co mu chodziło.
- Nie ma kapitana.- pośpieszyłam z odpowiedzią i wyciągnęłam telefon- Za minutę dwudziesta…- westchnęłam- A raczej już jest.
W tym samym momencie, ryknął silnik statku. Podbiegłam do rufy statku. Kładka leżała na ziemi. Cuma była zdjęta. Cholera! Kto i kiedy to zrobił?! Pobiegłam z powrotem do mostka kapitańskiego. Otworzyłam gwałtownie drzwi. Miałam nadzieję, że zobaczę tam kogokolwiek z załogi.
„Duchy?”- przemknęło mi przez myśl. Pokręciłam głową. To niemożliwe! Nagle wajcha na panelu, ruszyła w górę. Katamaran ruszył gwałtownie. Straciłam równowagę i upadłam.
- Cholera!- zaklęłam pod nosem i jak najszybciej mogłam, podniosłam się z ziemi. Wybiegłam z pustego pomieszczenia do przyjaciół.
- Co się dzieję?!- wampirzyca z trudem stała na nogach. Z chłopakami nie było lepiej…
- A żebym to ja wiedziała!- odparłam, kierując się w stronę rufy. W piorunującym tempie oddalaliśmy się od brzegu.- Niedobrze…- pokręciłam głową.

- Po prostu świetnie. Płyniemy statkiem widmo, na wyspę, o której nic nie wiemy.- stwierdził ponuro Rafe, gdy wszyscy mogliśmy już normalnie stać na pokładzie, bez ryzyka upadku.- Czy może być gorzej?
- To się okaże.- odparłam i spojrzałam w morskie odmęty. Ucieczka i tak nie miałaby sensu więc udałam się na dziób katamaranu. Jeszcze długo droga przed nami. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Piękny widok.
- Drago- zwróciłam się do nyxiona, siedzącego na moim ramieniu.- Jesteś gotowy na to co może wydarzyć się gdy będziemy już na wyspie?
- Nie sposób sobie tego wyobrazić- zaczął smok- Jednak jestem przekonany, że uda nam się pokonać wszelkie przeciwności.
-Jak poetycko to zabrzmiało.- uśmiechnęłam się pod nosem, nie odrywając wzroku od słońca. Nyxion milczał. Nie pozostawało nic jak tylko czekać.



***



Ostre wręcz rażące światło do reszty mnie obudziło.
- Już nie można się zdrzemnąć…- mruknęłam pod nosem z trudem podnosząc się ziemi. Podeszłam do barierki na dziobie i wyjrzałam. Przede mną rozciągała się niewielka wyspa. Katamaran zmierzał najwyraźniej do zatoczki po środku, której stał hotel usytuowany na wzgórzu, pośród drzew. Budynek był tak mocno oświetlony, że spokojnie byłam w stanie dokładnie go opisać. Składał się z trzech pięter z nierówno ułożonymi balkonami. Na drugim piętrze było dwanaście balkonów, a na trzecim piętrze już tylko trzy. I gdzie tu logika? Na parterze dało się dostrzec mnóstwo stołów i krzeseł. Z pewnością tam musiała znajdować się restauracja. Od paru szyb odbijała się woda, która nie miała szans pochodzić z morza. Tam pewnie był usytuowany basen. Chyba dość spory. Jednak to było tylko górną częścią budynku. Dolną stanowił plac zabaw dla dzieci, który znajdował się w niewielkim zagajniku co było korzystne dla bawiących się tam dzieciaków. Obok było boisko do siatkówki oraz niewielki port, w którym były zacumowane cztery skutery wodne, trzy łodzie i jeden niewielki jacht. Obok było miejsce dla nadpływających statków. Przyznam, że port wyglądał świetnie. Wszystko było zrobione z białego kamienia, a na około gęsty zagajnik. Od dłuższego czasu towarzyszyła nam głośna, skoczna muzyka pochodząca z tarasu przed restauracją. Dziwiła mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie czemu nigdzie nie ma żadnych ludzi?
- Ciekawie się zapowiada- mruknęłam pod nosem i zawołałam przyjaciół.
- Nikogo tu nie ma- stwierdziła wampirzyca.
- Tyle to i ja widzę. Ciekawe czemu…- odparłam
- Może śpią?- rzucił złotooki. Miałam szczerą nadzieję, żeby tak było. Jednak byłam już pewna, że to nie mógłby być przypadek.
Dobiliśmy do brzegu na co wskazywał delikatny wstrząs. Silnik zgasł. Teraz słychać było tylko muzykę. Zbyt głośną jak na tą godzinę. Chłopaki znaleźli pod pokładem dodatkową kładkę dzięki, której mogliśmy zejść na ląd. Kiedy jako ostatnia zeszłam z pokładu, ruszyliśmy w górę schodów. Ze wszystkich stron otaczała nas dzika roślinność przez którą gdzie nie gdzie przebijały się wiązki białego światła. Dodatkowo każdy stopień posiadał osobne oświetlenie by łatwiej było się po nich poruszać w ciemnościach. Dotarliśmy na górę. Na prawo od basenu rozciągał się taras, na którym nierównomiernie były rozstawione krzesła i stoły ze złożonymi parasolami. Na lewo od głównego wejścia stał sprzęt muzyczny. Perkusja, gitary, keyboard, nagłośnienie, wzmacniacz oraz parę innych rzeczy, których nazw nie znałam. Ruszyłam w ich kierunku i przyciszyłam muzykę. Wreszcie mogę usłyszeć własne myśli. Spojrzałam na balkony. Wszędzie okiennice oraz drzwi balkonowe były pozamykane na cztery spusty. Mój wzrok powędrował do głównych drzwi. Ostrożnie ruszyłam w ich kierunku, otworzyłam i przekroczyłam próg. Uderzył mnie nagły chłód wydobywający się z klimatyzatorów. Recepcja w rogu była pusta, bar również. Przyjaciele podążyli za mną. Ren podszedł do lady w recepcji i rozejrzał się.
- To pewnie specjalne karty do pokoi- wyjaśniłam- Jeśli wiesz o co mi chodzi.
Chłopak pokiwał głową.
- W taki razie weźmy kilka takich kart i znajdźmy jakiś nocleg- odparł szarowłosy- Nie możemy być na nogach całą noc. To kompletnie pozbawi nas energii, a w razie walki będziemy bezbronni.
- Lepiej dmuchać na zimne- dodał Rafe i wziął jedną z kart do rąk. Gdy dostałam swoją zauważyłam, że łudząco przypominała te do płacenia.
- Zróbmy tak. Ja i Age bierzemy jeden pokój. Wy drugi- zaproponowałam- Jutro rano ustalimy co dalej.


Wszyscy pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy do pokoi. 
Agey pognała na górę. Wiedziałam już po co.

- Nie tym razem!- syknęłam i ruszyłam w pogoń za czarnowłosą, zostawiając chłopaków w holu. Nie wiem gdzie poszli, ale to było teraz mało istotne. Ważne było by nie dopuścić do tego, aby wampirzyca dobrała się do zapasów w lodówce. No i oczywiście odpocząć, to przede wszystkim. Być może jutro będzie lepiej… Być może…


-------------------------
Od Autorki: Yes, yes, yes!! Wreszcie gotowy. Cały rozdział trzeci od teraz dostępny na blogu! Namęczyłam się przy tych cholernych opisach, ale mam nadzieję, że było warto. Jeśli chodzi o błędy, rozdział sprawdzałam, ale nie ukrywam, że mogłam coś pominąć. Chciałam dodać ten rozdział już wcześniej, bo był gotowy wczoraj, ale z uwagi na konieczność sprawdzenia całości, dodaję go teraz. Po za tym miałam nadzieję, że zanim dodam rozdział będę miała już nowy szablon. Niestety się nie udało i wciąż czekam na swoje zamówienie. Być może sytuacja zmieni się 11 Listopada.

7 Listopada okazał się dla mnie i całej drużyny dniem szczęśliwym gdyż razem z dziewczynami zajęłyśmy pierwsze miejsce w powiatowych zawodach w sztafetach pływackich! Pobiłyśmy byłe liderki aż o 20 sekund! Były to moje pierwsze zawody i jestem z nich dumna. Szczególnie, że zostałam minowana kimś a'la kapitanem bo startowałam jako pierwsza. Dobra koniec tego. 

Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział. Na pewno przed świętami ;D 
A teraz na poważnie, wracam do czytania mojej nowej mangi <3 Może jeszcze coś naszkicuję... Gdybyście chcieli zobaczyć jakieś moje prace to zapraszam na mojego deviantArt Prace nie są idealne, ale tak to już jest gdy nie ma się za dużo czasu :/

Do następnego ;*

Ann Varcon
and 
Age Willow

Obserwatorzy